Od dzis pod opieką Fundacji jest Koks. Został wyrzucony z samochodu przez "kochanego" właściciela
. Issa się nim zaopiekowała, podała krople przeciwpchelne, powyciągała większość kleszczy. My go dziś odebraliśmy i leży teraz pod stołem taka czarna skołtuniona bieda. Zdjęcia będą jak się z żabą uporam
Podczas zapoznania a Koksem miałam pewne obawy... on normalnie i bez krępacji na mnie warczał. Na szczęście już mu przeszło i powarkuje tylko na Kiarę, która kompletnie się tym nie przejmuje.
Zapoznanie z dziewczynami było wzorowe, zero burczenia, tylko merdanie ogonów. Kiara, znana z czołgania świeżaków zupełnie mu odpuściła. Chyba też uznała, że chłopak jest w potrzebie.
Kotów albo nie zauważył, albo nie jest nimi zainteresowany. Jest bardzo grzeczny, leży spokojnie aktualnie pod stołem, przemieszcza się razem ze mną
i nieśmiało spogląda, czy ktoś go głaśnie.
Zjadł ładnie kolację, zwiedził dom i w zasadzie nie ma psa
Będziemy mieć sporo pracy, Koks ma mnóstwo dredów, zaschnięte błoto na brzuszku, sporo kołtunów. Niestety, kąpiel dopiero w sobotę, by krople zadziałały.