http://www.dogomania.pl/forum/threads/203461-BERNE%C5%83CZYKI-W-POTRZEBIE-pod-opiek%C4%85-Fundacji-Pasterze?p=21485771#post21485771
Przedwczoraj (29.10.2013) w Łuszczowie ( trasa Lublin-Łęczna) została znaleziona młoda sunia w typie Berneńczyka. Nie ma tatuażu ani czipu. Jest bardzo łagodna, lgnie do człowieka. Nie wyglądała na zabiedzoną(ma nadwagę) ale na pewno była zaniedbana(okropne kołtuny za uszami, na klatce piersiowej i łapach. W dodatku nieprzyjemny zapach). Sunia miała na sobie obroże zwykłą skórzaną i przeciwpchelną( znoszoną i nie działającą. Miała pełno kleszczy). A i dodam, że towarzyszył jej starszy owczarek niemiecki, którego nie udało się złapać.
Załączam zdjęcie.
Sunia przebywa w tej chwili w DT i jest do adopcji.
Kontakt: 792257240
2 listopada po południu odbieram telefon, na wyświetlaczu numer z ogłoszenia wyżej:
- Młoda osoba przedstawia się jako znalazca suki i pyta o możliwość finansowania suki u niej w DT (Dom Tymczasowy)
+Otrzymuje odpowiedź, że nie ma takiej opcji, Fundacja nie wspiera finansowo psów, które nie są pod jej opieką.
- Młoda osoba proponuje wzięcie suni pod opieke FP z pozostawieniem jej w obecnym DT
+ Odp.: Posiadamy własne DT i nasi podopieczni przebywają wyłącznie w naszych sprawdzonych i doświadczonych DT
- Młoda osoba decyduje się na przekazanie suni do FP
i umawiamy się na telefon nieco później - potrzebuję trochę czasu na przeorganizowanie planów swoich i rodziny.
2 godzny później wszystko mam przygotowane na podróż, która wg realnego czasu zajmie nam ok. 8 godzin.
Dzwonię... i okazuje się, że w weekend odebranie psa jest niemożliwe. Przy okazji Młoda osoba przedstawia się jako wolontariusz znanej mi z nazwy wrocławskiej fundacji.
Kolejna reorganizacja planów - w tym analiza możliwości urlopu "na żądanie" i to dwóch osób, ale udaje się. Umawiamy się na wtorek.
Godzinę później telefon - Młoda osoba informuje mnie, że znalazł się fantastyczny domek chętny na adopcję... i blablabla.
Z mojej strony pada tylko jedno pytanie - Oddaje Pani do adopcji młodą sukę w typie rasy bez sterylizacji
I to robi wolontariusz fundacji
No cóż... najdelikatniej można to nazwać skrajną nieodpowiedzialnością.
I na to Dziewczę zrobiło mi taki wykład, że z szoku nie mogę wyjść do tej pory.
Otóż - nie ma innej możliwości jak wydanie suki bez sterylizacji, ponieważ nie wiadomo czy suka nie jest już sterylizowana a podanie narkozy wcześniej wysterylizowanej suce kończy się jej śmiercią. Teraz trzeba by czekać przynajmniej pół roku na cieczkę a jak się nie pojawi to dopiero poddać sukę zabiegowi. Oni (w domyśle ww. wrocławskiej fundacji) mieli już 4 takie przypadki i absolutnie nie będą ryzykować życiem berneńki.
No cóż - wg mnie to sterylizacje trzeba robić u weterynarza a nie konowała. I z całym szacunkiem dla ich pracy ale schroniskowi weci i ich sterylizacje nie są optymalną wersją tego rodzaju zabiegów.
A ja tą Myśl Wiekopomną wpiszę jako numer 1 na osobistą listę bzetów wszechczasów, których w życiu usłyszałam wiele:
nr 2- psów się nie odrobacza i nie odpchla ponieważ pchły i robaki to psie środowisko naturalne
(M.Ch. z przytuliska pod Krakowem)
nr 3 -nalepszym lekarstwem na choroby skórne u suki jest ciąża (autor jw.)
nr 4 - sterylizacja powoduje choroby umysłu u suki (autochtony z mojej wsi)
nr 5 - obcinanie ogonów u psów powoduje, że są bardziej "ostre" (stary góralski zwyczaj)
Porażający w tym wszystkim jest fakt, że Myśl Wiekopomną wygłosiła z wielkim przekonaniem wolontariuszka organizacji walczącej z psią bezdomnością. Jeżeli organizacje dobierają sobie takich współpracowników-wolontariuszy to w naszym kraju problem bezdomnych psów nigdy się nie skończy.
Zdecydowałam się na opublikowanie tego zdarzenia, ponieważ to kolejny przykład działań ze szkodą dla bezdomnego psa z jakim spotykamy się w ostatnich tygodniach - nie tak dawno byliśmy świadkami dziwnych poczynań wolontariuszki z pomorskiego w sprawie suni znalezionej w Gdańsku. Takie osoby winny być wykluczane ze środowiska.
To zdarzenie utwierdza nas także w przekonaniu, że słusznie robimy nie udzielając wsparcia finansowego na berneńczyki (ani żadne inne psy), które nie są pod naszą opieką. Postępujemy tak z szacunku dla naszych darczyńców. Ci Ludzie przekazują nam datki w określonym celu - skutecznej i pewnej pomocy dla psa w potrzebie.
A jak mieć pewność, że ktoś nie zmarnuje ich daru mając przed sobą takie doświadczenia jak tu opisane?