Nie mielę kości - nie mam jak. Rano dostaje mielone mięso z mielonymi warzywami i dodatkami, czyli olej, tran, i na zmianę podroby, trochę twarogu, żółtka, kiedyś dodawałam też algi. Do tego trochę ciepłego wywaru z gotowanych kurzych łapek (coby stawy były zdrowe
) i miska znika w mgnieniu oka. Wieczorem tzw. mięsne kości, czyli szyje indycze, albo skrzydła, albo czasami gicz cielęca...różnie bywa. Dwa razy w tygodniu gotowane kurze łapki (bez tych najdłuższych kostek, ponieważ gotowane mogłyby okazać się niebezpieczne) z galaretą oczywiście na stawy. I to zamiast wieczornych mięsnych kości. Ogólna zasada mówi, że dzienna porcja powinna oscylować w granicach 2 do 3 % masy ciała. My może nieznacznie przekraczamy, bo to przecież takie pyszne
i znika z takim smakiem, że nie sposób ograniczać tych porcji. Zwłaszcza, że moja Indianka ma bardzo ładną figurę - nie można jej nic zarzucić
poza łakomstwem
Pozdrawiam serdecznie i życzę smacznego wszystkim kudłatym czworonogom