To ja! GP! Adoptowany Książe.
Nie miałem pojęcia, że tyle ludziów o mnie się martwiło. Dopiero dzisiaj, przypadkowo na Was wpadłem szukając pomysłów, co jeszcze mógłbym chcieć i czego wymagać od tych, co mnie wzięli.
I zatkało mnie!
Najjaśniejszą Opatrzność i Dobrodziejów, co strawy nie żałując pod dach przyjęli i maniery me znosili, obiecałem sobie zaślinić przy lada okazji! Pewnie ukradkiem to uczynię, a najlepiej z zaskoczenia, bo ci nowi, nie pozwalają mi wyrażać emocji po mojemu. A wdzięczność za serce - mus dozgonny.
Czytając to forum nie miałem pojęcia, że aż tyle śliny mi pójdzie.
Kocham cały Świat i mam problem: jak wobec tego Was Kochani wyróżnić? Po wielokroć zaślinić i poprzewracać? Wystarczy? Nie. To banalne. To mam w odruchu. Postaram się wymyślić inny wariant.
Pewnie i tak mi nie pozwolą.
Przykro mi, ale muszę zatrzymać się przy niemiłej dla mnie kwestii, którą tutaj poruszacie. Anonsowano Księcia i życzeniem naszym jest, aby na tym poziomie nasze relacje pozostały. Próby dociekania plotek, jakoby w moich żyłach miast błękitu, miałaby płynąć krew stróży zagród wiejskich i to na dodatek niemieckich, są nie na miejscu. Książe ? burek to nie brzmi dumnie. Fakt pozostawania moich korzeni w cieniu nie daje tytułu do insynuowania mi niechlubnych koligacji z prusackim gminem. Powołam taką jedną, co z piany morskiej się wyłoniła, od razu duża i nikt nie śmiał dociekać, co w tej pianie się takiego wyprawiało i że tyle jej było, akurat w tym miejscu.
Dotąd nie ma psiej ustawy zasadniczej, ale to nie powód żeby naruszać moje naturalne prawa jak, komu ochota przyjdzie!!!!
Ci nowi wołali na mnie Czarlie, jak anonsowano, ale akurat wtedy, kiedy nie miałem ochoty? Nie trafili. ?i bez tytułów. Po za tym, na Księcia gwizdać? Tego jeszcze brakowało? Dno.
To wydumali, że nie jarzę. Żem taki przygłup. Na ile im łbów starczyło próbowali dociec jak było na początku. W kupie, to polotu zebrali na tydzień. Nie zgadli, a ja nie pomogłem. I się poddali. Postanowili po swojemu mnie nazwać. Oczekują, że zapewnię im wszystko, czego dotąd im brakowało. Taką zapchaj dziurę sobie we mnie znaleźli. Przesądziło parę zbieżności: napęd na cztery łapy, moc, pojemność, dzielność terenowa, wytrwałość, funkcja obrony i przytulania, do namiotu i na salony ? wyszło im, że jestem - General Purpose! I tak zostałem GP.
Stanęło na tym, że wołają na mnie, jak na tego ubłoconego gruchota, którego trzymają pod drzewem, bo im do budy nie wchodzi. Zębami dzwonię na samą myśl o jeździe tą landarą, bo toto chyba nie ma nawet resorów, o kanapie nie wspomniawszy.
A przybyli po mnie limuzyną, jak po Księcia wypada. Jak wsiadałem, jeszcze usłużnie tren mi poprawili żeby nie przytrzasnąć i na tym uprzejmości się skończyły. Kanapa się wietrzyła a ja podróżowałem na podłodze myśląc, co jeszcze gorszego mnie czeka.
No i się doczekałem. Przywieźli mnie do takiego schroniska dla ludzi, w którym mają własną budę. Upchnęli tu wszystkich w piętrowych budach z małymi wybiegami. Na swoim ledwie się mieszczę obok piłki i posłania.
No i zaczął się sajgon. Żadnego wytchnienia. Cały czas w pogotowiu. Uszy dookoła głowy. Zewsząd słychać, co reszta upchniętej tu ludzkości wrzeszczy do siebie, ale nie widać, kto lub, co i po co łazi, bo drzwi i ściany tu mają zamiast bramek i przegród z siatki w myśl unijnych dyrektyw. Zapach dolatuje a obiektu nie widać.
Ci, co mnie wzięli też narzekają na te niehumanitarne warunki i oczekują ukarania winnych tego stanu.
Oni też się kwalifikują do adopcji, a przynajmniej w trybie interwencyjnym do jakiegoś ludzkiego DT.
Mamy podobne potrzeby. Oni też potrzebują jezioro. Przydałaby im się góra, a najlepiej dwie, bo jedną chcieliby taką ze śniegiem. I ciut błota do katowania zabawek, ale żeby tam ci nawiedzeni nie łazili, co uważają, że żaby w koleinach nie lubią? I budę chcieliby większą, bo do tej, co mają nie mieszczą im się zabawki i muszą je zostawiać w takiej innej budzie, na którą mówią garaż. A i tak reszta stoi przed budami, bo obie są za małe.
I co? Mam się cieszyć, że razem nie mamy warunków, jakich wymagamy? Niby w kupie raźniej, ale jam nie owsik, żebym się tym pocieszył, a na rewolucjonistę się nie nadaję. No to, po co mnie jeszcze wzięli?
Na początku niby się do moich oczekiwań dopasowali i już było jako tako, gdy po trzech dniach dywan mi zwinęli mimo, że nie farbuję, a odkurzacz przestali już chować.
Eeee tam i tak go nie lubiłem. Na sobie mam ładniejszy, pasuje jak ulał i wszystkim się podoba.
Na tamtym było gorąco, ale skoro już był, to mogli zostawić. Świetnie się nadawał do wycierania i jako pad pod kość. Widać, zawistne takie?
Albo? Wow! Żeby się tylko nie okazało, że mnie na dywan wzięli i czekają tylko na zimową szatę! Skończyć jako parking kapci przed łóżkiem?!!!! Straszna wizja! Swoją drogą, po coś ciągle mnie czeszą i zadają siemienia jak chomikom? Obym się tylko mylił.
Na wszelki wypadek zająłem im łazienkę. Najlepszy punkt startowy w razie, czego bo oni ją mieli blisko drzwi wejściowych. Za tymi drzwiami ciągle mi łażą do innych bud i obowiązki spać mi nie dają. Warczę, szczekam, pomrukuję, robię, co się da. I co? Źle!!!! Za głośno!
Po cichu mam szczekać? A może piszczeć? A co ja, chomik? Jeszcze tylko tego brakuje, żeby się ktoś mnie czepiał za wykonywanie genetycznie przypisanych obowiązków.
W ogóle, jak tu już jestem i i tak pilnuję to, po co nam te drzwi?! Chyba tylko po to, żeby mi życie uprzykrzyć. Żebym musiał groźnie szczekać zamiast przyjaźnić się z tymi, co mi łażą za tymi moimi drzwiami, co ja ich nie chcę i nie potrzebuję.
Przez te drzwi tylko prestiż tracę. Opinia już w ruinie!
Czy Księciu wypada z nosem przy szparze?? Jak w takiej pozycji dostojnie szczeknąć? Za czym leniwie wodzić wzrokiem? Na co łaskawie spoglądać? Na drzwi?!!!! I jeszcze na dodatek ostatni muszę przez nie przechodzić!
Ta reszta, co się szwenda pod tymi drzwiami, to się mnie boi. Nieliczni nie uciekają jak wyjdę. I jak tu pokazać, że wszystkich zawsze kochałem?
Śpię w mojej łazience, albo gdziekolwiek na podłodze, by mieć kontrolę nad wszystkim.
Mam stado chomików. ?do pilnowania. Mieszkają w budach w takich szklanych kojcach. Różne. Jednym natura dała taki dywan w jakim ja się poruszam a inne to takie, co marzną.
Mania jest fajna. Ona jest z tych, co marzną. Daje się lizać i lubi jak na nią chucham. Biega na takiej czerwonej smyczy, podobnej do tej, jaką dostałem od Mojej Opatrzności na nowe ścieżki życia.
Resztę maluchów mogłem sobie wąchać jak wszystko stało na ziemi do mycia i zmiany trocin.
Chudiniego poznałem jak spałem na dywanie (jak jeszcze był). Kurdupel ciut większy od mojego nosa. Przydreptał. Stanął na tylnych łapkach, przednimi złapał mnie za nos? ? i on został Szefem. Ma tylko cztery zęby, ale umie ich używać. To Irańczyk. Wiadomo - terrorysta, oni tam wszyscy po szkoleniu. Nie będę z Nim zadzierał, to może się jakoś ułoży ?
Oni w tej mojej łazience, mieli taką podręczną kałużę. Czasami jeszcze do niej włażą, jak mnie nie ma.
Woda w niej paskudna. Bez błota i patyków i z taką śmierdząca, gorzką pianą... No trudno, co mam robić? Próbuję wypijać, żeby mi się nie potopili. Jak się zanurzają, to wskakuję w tą pianę i upominam.
A jak już wylezą to muszę ich wylizywać, bo sami sobie przecież tego nie zrobią. Ozory mają za krótkie, nie sięgają łapami i w ogóle takie niesprawne to to jakieś. Nie zginają się jak należy.
Gdyby nie ja, nigdy by nie wyschli. W ogóle to takie niedorozwoje. Późno dorastają albo wcale? O nich stale trzeba dbać. Oj ludzie, ludzie? A inni jakoś sobie radzili.
Dzikusów to tutaj całkiem pogięło. Może to i nawet dobrze. Przynajmniej coś się dzieje.
Wyobraźcie sobie, że tutaj zając mieszka na moim trawniku zamiast w lesie(!) Fajny koleś. Często na mnie czeka. Chce się pogonić, ale oni oczywiście nie pozwalają mi go zalizać.
Kiedyś udało mi się ich zaskoczyć, nie zauważyli go i wreszcie pobiegaliśmy sobie z zającem.
No, nie tylko ja z zającem. Stary śmiesznie rzęził na końcu smyczy, a ta nowa psia mać darła się w nadziei, że ktoś jeszcze zwróci na nią uwagę.
Zazdrosna o zająca? Pewnie kiedyś była w centrum uwagi, ale teraz już tylko jej tak zostało.
Litość nad tym na końcu smyczy zbiegła się ze zniknięciem zająca w szparze w płocie, do której się nie zmieściłem, więc afera przestała się sama. Nawet się nie wydzierał jak go kołowrotek do mnie przyciągnął.
Z nosem w szparze po zającu poczekałem, aż się poznajdują, wyziają, wymienią wrażenia, winę przypiszą sobie i poszliśmy się nudzić do naszej budy.
Nocami, takie śmieszne tłuściochy, różnego rozmiaru, w ilości mnóstwo, przyłażą na wyżerkę do mojego śmietnika. Przecież tu nikt żołędzi nie wyrzuca, a w tym trawniku to już na pewno trufle nie rosną. Wiem, bo sprawdzałem w paru miejscach.
Małe, przede mną uciekają a reszta chyba olewa. Pilnuje ich taki jeden spaślak. Swoje w życiu widać zeżarł albo jest w wersji eko, co na ziemię chodzi, bo tylko ryje trawniki i mlaska.
Na mnie fuka i sapie przez takie okrągłe sitko z dwoma uświnionymi dziurami, co je ma zamontowane z przodu tam, gdzie normalni mają nos.
W ogóle to taki niechluj, szorstki, brudny, zęby na boki mu rosną i irokeza stawia, jak mnie widzi.
Za to pachnie cudownie. Jego panny też. One tak przyjaźnie do mnie chrumkają.
Ale też nie pozwalają mi się z nimi przyjaźnić. Odciągają. Chyba, bardziej niż mnie wszyscy się boją tego grubego. Inne psy szczekają ze strachu - ja szczekam, żeby coś się działo.
Ci moi też się go boją. Jak zobaczą grubego z jego kompanią, to zaraz wieją do tej naszej budy, co stoi na innej budzie, gdzie też by mnie chcieli.
Sami wieją i jeszcze mnie zmuszają do oddania pola. Skoro już z nimi muszę być, to mogliby wreszcie zakumać, że odpowiadam za całe stado i przyjaźnie i awantury biorę na siebie.
W naszej budzie traktują mnie jak najgorszego. Jak żrą, to nawet nie wolno mi podejść i zobaczyć co.
Po za tym, ciągle coś podżerają i nigdy się nie dzielą... ?ze mną. ? a moją piłkę to muszę im nawet przynosić?
? a jak do michy mi pchają paluchy i grzebią w moim to ma być niby OK?
Chciałbym bardzo podziękować za wyprawkę - za ofiarowane posłanko, ukochaną piłkę i za gustowną smycz z obróżką ozdobioną serduszkiem. Noszę je z dumą.
Posłanko darzę zgoła innym uczuciem, które tych tu przerasta. Nie rozumieją mnie. Zacofane takie. Zaściankowe. Prezentują skrajnie homofobiczne postawy, gdy poprzez ujawnianie pragnień doczekania się potomstwa z posłankiem manifestuję potrzebę wolności, równości i niechęć wobec autorytaryzmów.
W piłce wyżarłem serce. Ot tak mi wyszło. W tym przypadku złapali poziom. Dostrzegli przekaz i artystyczną duszę. Gadali coś o farbkach, żeby nie zaniedbać talentu, ale wolę sport. Wena i tak przy okazji znowu mnie najdzie. Coś zmaluję.
Żarcie tu jako takie. Ale dają tylko dwie michy dziennie, a przecież fajny jestem, co najmniej za cztery + dokładki. ? albo i więcej.
W ogóle gdyby się należało za fajność, to powinienem jeszcze drugiego takiego wyżywić. I mógłby ich nawet gryźć i sikać gdzie popadnie a i tak by się za mnie należało.
Taki jestem. Niedoceniany.
Tylko trzy razy byłem we wodzie (nie licząc fontanny i tej ich kałuży w tej mojej łazience) a codzienne nawijam kilometry na pazury bez celu. Reszta kumpli też tak się snuje. Wiem to ze śladów, co mi zostawiają. To jedyne rozrywki nie licząc sikania.
A? i swędzi mnie. Albo po tym ich żarciu, albo po tym, czym mnie oblali, jak się namaściłem niebiańskim balsamem, który ktoś specjalnie dla mnie zostawił na trawniku. Nie wiem dokładnie, z czego to w kimś powstało, ale z marchewki i groszku też. Frajda trwała krótko. Nim stanąłem na łapy, zjechałem z tego przy akompaniamencie fuj! Strzepnąłem, więc nadmiar na niego. Niech wie, że chętnie się dzielę. Wreszcie pachniał jak ja. A ten znowu to swoje fuj! Widać z porozumienia nici.
Dodam tylko, że dla czegoś tak wspaniałego warto żyć, narażać się i potem drapać. Odtąd chodzę w takim pasku na szyi, żeby ich sumienie nie swędziało. A to drapanie tak czy owak w końcu przejdzie. Może na nich??
I najważniejsze - wybrałem wreszcie sobie Pana. Tego fajniejszego, co po mnie przyjechał.
Bywam z nim w lesie i na boisku. Codziennie przychodzi i potem Go odprowadzamy do jego budy. Niestety nie mogę z nim zostać, bo jemu się nie chce rano mnie wyprowadzać. I muszę wracać?
? na rozciągniętej smyczy, z odwróconą głową, łapa za łapą? 2 km. Może jednak pójdzie za nami...
Ale rozumiem jego lenistwo - gdzieś pracuje, a potem leci na uczelnię, bo znowu musi się uczyć. Na razie jest tylko politologiem, a za kolejne cztery lata będzie filozofem. Musi mnie utrzymać, jak będę mu pilnował tego starego w kocyku i kapciach, żeby kaczki nie rozlewał jak zaśnie przed telewizorem.
Takie to mam rozterki. Reszta na razie leci po staremu, czyli znowu nie po mojej myśli, ale z Waszych wpisów wiem, że mój los nie jest obojętny i bardzo jestem wdzięczny za Waszą troskę i Serca.
Łapa
GP