Opowiem Wam historię mojej sąsiadki i jej wiernego przyjaciela. Iza i Borys, tak mieli na imię, ich przyjaźń zaczęła się jakieś 9 lat temu, kiedy to Iza dostała pięknego małego niufa. Żyli sobie razem ,idealnie do siebie dopasowani. Pewnego dnia, jakieś dwa lata temu padła diagnoza: Iza ma nowotwór, zaczęła się walka. Od samego początku powtarzała, żeby tylko wytrzymać i przeżyć Borysa, bo co z nim będzie?. Dodam, że Borys nie wystawił z nikim poza Izą nosa z mieszkania, nie zjadł od nikogo jedzenia. Zaczęło się przystosowywanie psa do rzeczywistości. Na każdy spacer Iza zabierała swojego bratanka, starała się ze wszystkich sił przekonać Borysa do osoby której ufała. W niedzielę 14 , stan Izy się pogorszył i trafiła do szpitala, cały czas pytała tylko o Borysa, a on od niedzieli nie wyszedł, nie jadł i nie pił. We wtorek Iza nie wytrzymywała i poprosiła żeby go uśpili , żeby się nie męczył. Borys odszedł za TM ,a Iza dołączyła do niego w środę rano . Do końca byli razem. Ktoś powie, jak można było go uśpić?. Uwierzcie, oni próbowali przez dwa lata, żeby on pozwolił się sobą zająć komuś innemu, nie dało się. On by zdechł z głodu i tęsknoty, tak przynajmniej nie cierpiał.
Musiałam to napisać , bo to taka piękna miłość.
a oto i Borys