Teraz czas na ujawnienie naszej historii...
Jak napisałam Elzie - to znów tak miało być... Wiemy, że nic w naszym życiu nie jest kwestią przypadku, tylko jakoś tak składa się w całość, to co w naszym życiu ma miejsce.
W ubiegłą sobotę otrzymaliśmy telefon od Elzy o wspaniałym piesku, suni - wszystko było wspaniałe tylko nie ten moment. Dokładnie dwie minuty wcześniej zadzwoniła moja mama iż zmarła nasza babcia i prababcia. W jednej chwili ten wspaniały świat się zawalił, a za chwilę zaświeciło słońce. Nie był to dobry moment na rozmowę, więc została przełożona w czasie. Z tyłu głowy kołatały mi słowa Elzy na przemian ze słowami mamy. Serce płakało ale też było jakieś dziwne poczucie spokoju i nadziei.
Wyjechaliśmy z Tobim do rodziców, tam zamieszanie, które Tobi też odczuwał. Chodził po pokoju babci zagubiony co się stało. Zostawał sam w domu, a my ciągle w drodze. Jednak dzielnie nam we wszystkim towarzyszył. Następnie próba powrotu do "normalności", która dla mnie okazywała się porażką. W końcu zebrałam się w sobie i telefon do Elzy - a Margotka już była u Nikity. Padły wówczas słowa, że to może nie dla nas, że może jednak oczekiwanie na innego. Potem telefon do Nikity i lawina informacji o psiaku. Słuchałam, słuchałam i kodowałam by podzielić się tymi informacjami z moimi chłopakami. Po zakończonej rozmowie starałam się przekazać wszystko chłopakom. I decyzja była tylko jedna - Margoś będzie uzupełnieniem naszej upartej rodzinki. Tak więc zapadła decyzja, spróbujemy poskromić uparciuszka. W sercu jakiś dziwny spokój i nadzieja.
Może to głupie, ale mamy poczucie, że Margoś jest naszym przeznaczeniem. To nie przypadek, że telefon z FP był właśnie tego dnia i o tej porze. Wcześniej były inne "próby", które okazały się nieskuteczne.
W sobotę nawet Joachim wstał wcześnie, by pojechać po drugiego pieska. Nie ukrywam, że jechaliśmy pełni obaw, czy na pewno damy sobie radę, czy dobrą decyzję podjęliśmy, czy dobrze odczytujemy, to co dzieje się w naszym życiu.
Samo spotkanie z Margolką było cudowne, tak jakbyśmy się już znali, ona spokojnie do nas podeszła. I gdzie ta skacząca sprężynka czy nachalna w pieszczotach psinka
Najpierw spotkanie u Nikity, potem niesamowity spacer i próba zabrania Margo do DOMU. Jednak nie chciała wsiadać do samochodu, czyżby nie chciała z nami jechać? A może obawa, że znów gdzieś ją zabierają, znów jakieś zmiany. Podstępem udało się jednak zapakować ferajnę do samochodu i ruszyć w drogę. Margoś nie położyła się tylko obserwowała co się dzieje, znów jakieś zmiany.
Z samochodu pod domem wysiadła spokojnie, tylko że do domu obawiała się wejść. Smaczki zrobiły swoje, potem sprawdzenie terenu i wyjedzenie wszystkiego, co gdzieś było schowane. Z każdą chwilą lody topniały, a Margoś rozgościła się nie tylko w naszych sercach ale i domu. Noc minęła spokojnie, to ja się budziłam i sprawdzałam, co się dzieje i gdzie są psy.
Mamy takie poczucie, że Margo i Tobi są od zawsze w naszym domu. Bez nich to było bardzo pusto i smutno.
Kolejny dzień to spacer krakowski i znów zachowanie Margo jakby była z nami od zawsze.
Dziękujemy Elzie, Camarze, Nikicie za każdą radość, którą wnoszą w nasze życie psy. Dziękujemy Wam za wszystko, za to DOBRO, które się dzieje dzięki Waszej pracy i wszystkich wolontariuszy FP.
Teraz wiem, że Margo nie jest zamiast tylko dla nas byśmy nadal dzielili się Miłością, która jest w naszym Domu.
To znów tak miało być... Dziękujemy