A ja uważam - i powiem to głośno - że to jest pseudowolontariusz, pseudopomoc i pseudoadopcja.
Bo tak naprawdę to W OGÓLE nie chodzi o psy, koty, konie, dzieci, ani kogokolwiek, czy cokolwiek w potrzebie.
Chodzi o kompleksy!!!
I później mamy 'wolontariuszy', którzy mówią o swoich podopiecznych 'niewychowani' (=głupi i puści),
Panią ratującą koty, i w ramach równowagi w przyrodzie kopiącą psy,
Rodziców zastępczych nie potrafiących przytulić dziecka.
Jedni pomagają dlatego że:
- ryczą na widok wychudzonej i przerażonej biduli,
- i nie potrafią przejść obojętnie obok tragedii,
- i krzyczy w nich wewnętrzny sprzeciw na taki los,
- i jest im wstyd, że człowiek jest zdolny do takiego bestialstwa,
Inni pomagają dlatego że:
- w materialnym świecie 'wolontariat' jest bezdyskusyjnym synonimem 'dobrego człowieka' - nieważne JAK pomagasz, bo jeśli robisz to za darmo i w dodatku wcale teoretycznie tego robić nie musisz, to znaczy, że robisz to z potrzeby (nikt nie zapyta z potrzeby czego...),
- można napisać o tym na Twitterze, Facebooku, czy blogu - nieważne JAK pomagasz, tylko czy masz ładne zdjęcia,
- można powiedzieć o tym cioci Wiesi, która całe życie uważała się za lepszą od nas, można powiedzieć przyjaciółce, koleżankom w pracy, sprzedawczyni w osiedlowym sklepiku, sąsiadce, nauczycielce swoich dzieci, swojej fryzjerce, nawet listonoszowi - nieważne JAK pomagasz, bo nikt z tych ludzi nie zna zupełnie specyfiki tematu, więc nie powie ci, że robisz to źle.
A jak już wszędzie to się roztrąbi i po świecie rozniesie (albo tylko - jak to się mówi - 'po wsi'), to w końcu ludzie będą cię znać, cenić i szanować za to, jak to pięknie pomagasz.
Oby tylko nie zapomnieli, że w tym wszystkim chodzi o coś jeszcze - o tych, którzy tej pomocy potrzebują, a nie o ciebie i twoje poczucie własnej wartości, człowieku!!!!!