Albi od trzech dni ma biegunkę
- podejrzewaliśmy wirusa, ale prawdopodobnie jednak coś zjadła, bo reszta (odpukać) nie zaraziła się ... Robiłam też badania w kierunku babeszji, bo mimo zabezpieczeń i wiecznego macania, sprawdzania i czesania znalazłam nieźle opitego kleszcza
wyniki będą dzisiaj, ale morfologia jest w normie, więc raczej jest ok. Mam nadzieję, że idzie ku dobremu, bo jeszcze dzisiaj się nie załatwiała i bardzo węszy do jedzenia - także jest głodna. Po południu dostanie trochę "kleiku ryżowego"
Za to głaszcząc Indiankę wyczułam jakąś dziwna kulkę na uchu, której wcześniej nie było - taka jakby okrągłą narośl
Nie wiem skąd się wzięła ( zstanawiam się czy mógł się do tego przyczynić Kenzo gryząc ją po uszach podczas wiecznych pieszczotliwych walk, jakie toczą)
Dzisiaj idziemy pokazać ją do naszego weta....I żeby mnie dobić Kenzuś malutki dobrał się wczoraj do odłożonych do wyrzucenia ugotowanych kości z kurczaka, które zostawiłam "bez opieki" na 3 minuty, żeby otworzyć drzwi listonoszowi. Tyle czasu mu wystarczyło, żeby wspiąć sie na blat kuchenny, czego nie robił do tej pory (za wyjatkiem pierwszego dnia) nigdy i zjeść ok. 10 sztuk takich pałek z kurzych łapek....
I teraz martwię się, czy mu gdzieś coś nie utkwi i nie zaszkodzi. Co prawda on wyglada na okaz zdrowia i w ogóle na zachwyconego całą sytuacją, ale nie zmienia to faktu, że ja się trochę martwię