Wczoraj odszedł nasz kochany Jarecik....
Tak trudno coś więcej napisać...
Od kilku tygodni czuł się nie najlepiej, jeszcze 11 listopada w rocznicę pobytu u nas,
był na spacerku z przyjaciółmi w Podkowie, ale to już był dla niego duży wysiłek...
następne spacery były coraz krótsze...
dwa tygodnie temu ostatni raz zawiozłam go na łąkę gdzie jeszcze trochę pobiegał.
Z dnia na dzień robił się słabszy, leczenie nie przynosiło rezultatu,
kiedy było trochę lepiej liczyliśmy że jeszcze wróci do formy,
jak słabł wiedzieliśmy że zbliża się koniec...
W czwartek poczuł się lepiej, nawet podbiegł do swojej piłeczki, ale ja czułam ze to jest już ostatnie chwile,
jeszcze w nocy przychodził wtulić mi pysk pod ramie....
Kochał biegać, kochał łąki i otwarta przestrzeń...
Tak rok temu biegał po naszej łące
a wczoraj na tej łące go pochowaliśmy...
jak się trochę pozbieram to w wątku zdrowia Jareta napiszę o jego chorobie