Witajcie,
Kontakt z Waszą Fundacją miałam około półtora roku temu, oczywiście chciałam adoptować Bernusia.
Tak się dobrze złożyło,że kilka dni po tym jak pisałam na łamach forum o swojej chęci adopcji psiny, odezwała się do mnie kobieta (na łamach innego portalu) i zaproponowała adopcję 3 miesięcznej Neli. Z racji tego,że jej mąż niespodziewanie zmarł, nie była w stanie zajmować się 3 miesięczym psiakiem.
Nela trafiła pod nasz dach, ze szczegółami pamiętam jak jechaliśmy po nią i jak pierwszy raz ją zobaczyliśmy- zakochaliśmy się natychmiast, w jej ogromnych łapach, w przemądrym spojrzeniu, mówiącym- kochaj mnie, kochaj mnie. Nela dała nam taki ogrom radości ,była tak wyjątkowa, cierpliwa, mądra i śliczna. Na dzień dobry przybijała piątkę i zawsze była obok, jak najbliżej.
Wczoraj z największym żalem jaki czuliśmy do tej pory (i czujemy nadal) musieliśmy się pożegnać.
Nelunia w niedziele wpadła pod samochód (klientka mojego męża przez nieuwagę wypuściła ją), nie wiemy jak to się dokładnie stało, ale po kilku minutach nieobecności Mysia wróciła z podwiniętą łapką i kilkoma otarciami na pyszczku. Myśleliśmy,że to złamana łapka i natychmiast pojechaliśmy do kliniki. Kiedy wyciągaliśmy ją z samochodu, była już bezwładna. Diagnoza była tragiczna- pęknięte płuco i obrzęk kręgosłupa w odcinku szyjnym. Maleńka dostała zastrzyki przeciwobrzękowe, p.bólowe i tlen. Pierwsza noc była dla nas koszmarem, świadomość,że nasz najdroższy przyjaciel, członek rodziny cierpi w taki sposób, był niemal nie do zniesienia.
W poniedziałek rano Nela dała nam iskierkę nadziei, podnosząc delikatnie głowę i ruszając przednią łapą, cała reszta była niestety bezwładna. Siedzieliśmy przy niej tak długo jak pozwalał nam na to wet. Niestety we wtorek stan się pogorszył, Nelusia była już wyraźnie zmęczona bólem i tym,że mimo,że bardzo tego chce, nie może się ruszać. Wet zrobił kolejne prześwietlenie kręgów szyjnych,które nie było wcześniej możliwe, bo każda próba obrócenia jej sprawiała jej ogromny ból. Informacja,że kręgi są pomiażdżone spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Rokowania były śladowe a szanse na operacje prawie żadne, nie mówiąc już o szansach na odzyskanie sprawności. Wczoraj o 16.40 nasza najdroższe serduszko zgasło i nic nie może opisać tego bólu, który czujemy. Nasze dzieci przesyłają Neli całuski do nieba, a nam pęka serce. Nigdy już nie pójdziemy na spacer, nigdy nie poprzytulamy się przed snem, ani nie poprzybijamy piątki. Nie spodziewałam się,że będzie tak bardzo bolało i nie wiem co zrobić żeby choć trochę przestało.
Przeszło mi przez myśl,żeby kupić/adoptować kolejnego Bernusia, ale nie wiem czy to dobry pomysł, w końcu Nela była tą jedyną, naszą jedyną....