W tym samym czasie - Bary.
Z braku wolnego miejsca umieszczony u sąsiadów. Przywieziony z przedmieść Łodzi.
Przez pierwsze 7-8 lat żył w patologicznej rodzinie. Dopóki żył Starszy Pan jakoś to życie się toczyło. Po jego śmierci córka w nieustannym ciągu alkoholowym nie przejmowała się losem Barego. A on zapuszczał się w odległe tereny i buszował po osiedlowych śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia. Dał się złapać bez problemu, zaufał pierwszej osobie, która okazała mu zainteresowanie.
Bary okazał się uroczym olbrzymem. Fizycznie bardzo zaniedbany ale z cudownym charakterem. Ciepły, dobry misiek.
Zamieszkał pod Krakowem u dobrych, starszych ludzi.
Teraz jest już bardzo stary, ledwo włóczy łapami, niedowidzi i jest głuchy ale nadal "ciężko pracuje"
Codziennie rano wychodzi na obchód. Idzie na koniec ogrodu i dalej na swoją łąkę, gdzie jeszcze w zeszłym roku pasła się ich koza. Teraz już jej nie ma... Dochodzi do granicy "swojego gospodarstwa" i z poczuciem spełnionego obowiązku wraca do domu i do wieczora leży przy łóżku Pana, który już nie wstaje. Wieczorem obchodzi tylko ogród. Do niedawna te obchody robił z Panią Zosią, razem przyprowadzali kozę do obórki, ale Pani Zosia już nie daje rady iść z Barym tak daleko. Teraz ubiera kurtkę i czeka na niego na progu.
Cała trójka jest cudowna. Dwoje staruszków i bardzo stary pies. Bary ma piękny kres życia....