No to po kolei
W kierunku Gorana pomknęliśmy z Synem z samego rana. Oczywiście podczas drogi rozmawialiśmy w 99 % wyłącznie o naszym "tylko dotknąć" trikolorowym dwupaczku, a przede wszystkim jak zostaniemy przez Gorana przyjęci.
Po ponad 3-godzinnej podróży zakotwiczyliśmy u Ani@. Oh, te podhalany!
oh, oh, oh ten nasz Goran !!!
Jednak zdjęcia nie oddają jego uroku, nie pokazują w pełni jego temperamentu, charakteru i posłuszeństwa. Jest cudowny
Zupełnie zapomnieliśmy o naszych wcześniejszych obawach. Nie przesadzę chyba jak powiem, że wpadliśmy mu w oko.
Był spacer po lesie, były przedwyjazdowe zabawy z przyjaciółką Deą. Niestety czas szybko minął i trzeba było się pożegnać z dotychczasem, ruszyć do swojego nowego domu. Goran bardzo chętnie wskoczył do samochodu i ruszyliśmy już we troje w kierunku Świdnika. Prawie całą drogę przespał.
Ale tu wygodnie :-) oczy same się kleją
Był pierwszy spacer po mieście z Panem, no i pierwszy kontakt z Sonią. Smycze bardzo przeszkadzały w bliższym poznaniu, więc ciąg dalszy zapoznania przenieśliśmy na grunt prywatny :-)
Nigdy wcześniej nie widziałam tak rozbieganej i szczęśliwej Sońki :-)
przepiekne zapachy, takie świeże i nowe :-)
kto w rezultacie będzie na dole, a kto na górze?
pysio w pysio
co ten Pan robi????
a teraz uśmiechy dla Dei i Luny :-)
prawda, że mam fajnego kumpla?
mrrrrrrrrrrrr ....
jeszcze byśmy się trochę potarzali, ale pańciostwo nas pogoniło na dwór :-(
Można powiedzieć, że pierwszy dzień minął zupełnie spokojnie. Teraz najedzeni, pomęczeni padli i leżą jak skóry z niedźwiedzia :-)
Dobanoc. Zobaczymy co przyniesie jutro.