"Młody" cudownie zniósł podróż, chociaż aromat który roztoczył w samochodzie uśpił naszą czujność całkowicie i pogubiliśmy się w Poznaniu. Skutek 1,5 godziny w plecy. W każdym razie był już u weterynarza. W środę dłuższa, zaplanowana wizyta. "Bakłażana" z łapki bez usg nawet nie dotkną, nie wiadomo czy naczynia krwionośne nie poprzerastały tego paskudztwa, więc na razie nie. Dopiero po badaniu będzie decyzja. U weterynarza w porządku, bez ekscytacji. Na razie zostaliśmy wylizani na znak przyjaźni. Zapoznanie trwa... Uprzejmie donosić będziemy w miarę na bieżąco, ale chyba w wątku Baji Mimi? Szefowo gdzie donosić?