Nadszedł czas, żebym opowiedziała - w skrócie - bo lubię się rozpisywać
jak wyglądało moje odzyskiwanie Tosia. Jak pewnie wiecie byłam w szpitalu
Pasterze pomogli moim berniom, pomagali to oczywiście za słabe określenie, po Tosia przyjechała wolontariuszka z SOS Bokserom i zabrała Tosia. W niedzielę wieczorem "wypisałam" się ze szpitala na własną prośbę, w szlafroku i kapciach taksówką przyjechałam do domu o 21 - zamierzali mnie tam trzymać jeszcze conajmniej tydzień - wypisałam się bo dowiedziałam się że oddano moje Dzieci, został tylko Portos - sam jeden w pustym olbrzymim, zimnym domu, nie rozumiejący co się stało, ok już się nie rozpisuję skupię się na Tosiu. Wtedy zaczęłam walkę o Tosia, prezes fundacji
Germaine Chekerjian przez telefon podczas naszej drugiej tego dnia rozmowy, powiedziała mi, że wg. niej ja się nie nadaję do opiekowania się psami a poza tym Tosiu jest może w Warszawie, może w Gdańsku - sama nie wiedziała gdzie. Walka trwała do od niedzieli do piątku, w piątek pojechałam po niego pod Częstochowę,
gdzie okazało się mieszkał w DS, został adoptowany od razu w poniedziałek, a Monika, która go adoptowała odbierała go z DT w Skoczowie i gdy już była w domu otrzymała telefon od SOS Bokserom, że właściwie to ta adopcja to nie tak do końca jest legalna, bo to nie właścicielka (czyli ja ) oddała im Tosia... Jeszcze tylko dodam, że ONI - Fundacja - zmienili mu imię, czego w ogóle pojąć nie mogę. a jak go odzyskałam?
Musiałam się go zrzec na rzecz "fundacji" a następnie adoptować a żeby było jeszcze "śmieszniej" obie umowy w imieniu "fundacji", oczywiście bez żadnego pełnomocnictwa, podpisywała ze mną w Monika, czyli osoba, która go kilka dni wcześniej adoptowała. Monika jest bardzo miłą osobą, ma wspaniałą córeczkę, która gdy przyjechałam a Tosiu mnie po prostu dopadł, czyli oboje na podłodze wzajemnie się "wylizywaliśmy" bez końca i było już wiadomo że
Tosiu wraca do domu, córeczka Moniki zanosiła się bolesnym płaczem - wiecie jak smutny jest taki bezsilny płacz Dziecka, ja też wiem, ale nie wie tego 37-letnia
Germaine Chekerjian, która nie wie co to własne dzieci, natomiast uważa się za osobę władną do decydowania nie tylko o losach psów ale i ludzi.... To jeszcze nie koniec całej historii, teraz ja dopiszę epilog a
Germaine Chekerjian zyskała w mojej osobie dożywotniego Anioła Stróża - już nigdy nikogo nie skrzywdzi.
I dlatego, do wszystkich, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości do sposobu działania Pasterzy, czy do ich reakcji, decyzji -
TO JEST NAJLEPSZA FUNDACJA I Najwspanialsi Ludzie przez bardzo duże L, poznałam ich dobrze w jednej z najgorszych chwil mojego życia i okazali się Wspaniali i dalej Ich poznaję i to jest niewiarygodnie przyjemne
I na koniec -
Elzo, Buniu i Wszyscy Pasterze - BARDZO WAM DZIĘKUJĘ, jesteście tak samo niesamowici jak nasze Anioły, więc MIZIANKI DLA WSZYSTKICH Tosiu i Sara spali po tych wszystkich przejściach, Dino czuwał
Portos sprawdzał przez okno czy nie ma tam żadnych intruzów
a potem