Ostatnie parę dni przeżyliśmy hardcorowo, Borys zapewnia nam taką dawkę wrażeń, że wystarczy na długi czas
W sobotę odbył się planowany zabieg Borysa - usunięcie z obu powiek brodawczaków. Zabieg był konieczny, bo kalafiory w ostatnim czasie mocno się rozrosły i ocierały rogówkę. Gdyby nie to, to pewnie nie zdecydowałabym się na narkozę u tak starego psa.
Ok. 18 wróciliśmy do domu, Borys czuł się bardzo dobrze, o 19 aktywnie domagał się michy z żarłem, której oczywiście nie dostał, picie też mocno ograniczyłam. Poszedł spać, ale ok. 21 zaczął się dziwnie zachowywać - miał odruch wymiotny i włączył mu się szwendacz. Takie zachowanie nie budziło niepokoju, są to dość normalne objawy po narkozie. Ok. 22 zauważyłam rozdęty brzuch, 45 minut później był już na stole operacyjnym. Żołądek zdążył wykonać pełny skręt, zaczęła się martwica, śledziona nie do uratowania.
Operacja trwała do 4 nad ranem i właściwie nie powinna się skończyć happyendem.
Teraz jest 5 doba, Borys żyje, chyba najgorsze mamy za sobą.
To twardy góral, przeszedł Ciężką szkołę i chyba dlatego tak kurczowo tego życia trzyma się teraz.
Cały czas zastanawiam się co było przyczyną?
Na pewno nie miało na to wpływu jedzenie.
Borys zawsze był niejadkiem, żujojadem, który stał pól godziny nad miska i każdą granulę trawił osobno
Żołądek był pusty - przecież pies nie jadł 12 godzin przed pierwszym zabiegiem, zresztą sondowanie wykryło ledwie ślady przetrawionego pokarmu i niewielkie ilości płynu.
Więc co?
być może stres - Borys po przejściach ze swoim byłym właścicielem jest bardzo nerwowy, ma wbudowane ADHD
ale z drugiej strony uwielbia jeździć samochodem, lubi naszego weterynarza, nie widziałam, by zestresował się nadmiernie..
Czy w ogóle profilaktyka przeciwdziałająca skrętowi cokolwiek daje?
Czy jest tak... jak przyniesie los?