Awantura o OperęA teraz pragnę przedstawić krótką historię cudnej księżniczki,która do tej pory zamknięta była w wieży- na terenie białostockiej opery.
Urodziła się jak wiele psiaków,niechciana ,niekochana,nie oczekiwana-traf chciał,że jej matka do porodu wybrała sobie miejsce budowy i to budowy przez duże B-białostockiej opery.Brata ktoś zabrał,mamę też ,a ona no cóż znała tylko to miejsce,pełne brudu,kurzu,dziwnych maszyn i ludzi-ludzi,którzy dawali jej od czasu do czasu jeść,pić,a w końcu stwierdzili,że należy im się coś za ten"wikt i opierunek" i przywiązali ją do łańcucha....
Niby ktoś powie o co się czepiasz-przecież nie chodzi głodna,jednak dla mnie pies musi mieć swego człowieka do kochania,człowieka,który zrobi dla swojego psa wszystko...
I tak dni mijały,pory roku się zmieniały,a ona stała i czekała,aż coś się w jej życiu zmieni.......
I wreszcie coś drgnęło,ktoś ją wypatrzył i stwierdził,że trzeba ją wyrwać z tego piekiełka,że dziewczynka musi przekonać się jak to jest mieć swój dom,swoją rodzinę,i kogoś kto zakocha się w niej na zabój...
Dnia 27.04. zadzwoniła do mnie
Elza z prośbą,której nie mogłam jej odmówić -i to był właśnie ten dzień,ta chwila,która przesądziła o wielkiej zmianie,która zbliżała się wielkimi krokami w życiu Opery-dzień w którym
Elza ją wypatrzyła i stwierdziła,że
Fundacja Pasterze zaopiekuje się tą niechcianą istotką,dając jej tym samym odrobinę nieba....
W związku z tym,że mam małą 4-miesięczną córcię wysłałam swojego SZM z potrzebnymi papierami,w celu zabrania Opery.Jakież było nasze zdziwienie,gdy na miejscu okazało się,że oni w sumie nie chcą już oddać tego psa.
Cała sytuacja wyglądała następująco:
- z rana zaprzyjaźniona fundacyjna osoba była na tej budowie i rozmawiała z robotnikami o zabraniu psa-nikt nie zgłaszał sprzeciwu
- ok godziny 14 mój SZM pełen zapału i zaangażowany w sprawę,aby polepszyć byt suni i przekazać ją pod fundacyjne skrzydła stawił się pod operą w celu jej zabrania
-ochroniarze zastani na miejscu początkowo poprosili o "parę złoty" za psa-bo ona się na budowie urodziła,a oni o nią dbali i karmili,jednak po wytłumaczeniu im,że my to chcemy zrobić charytatywnie łącznie z zawiezieniem jej do docelowego miejsca i że zanim trafi ona do adopcji potrzebne będzie kupę kasy na jej leczenie(odrobaczenie,sterylizacja,wyżywienie),a fundacji się nie przelewa zadzwonili do szefa(bo to on nalegał na oddanie psa i mówił,że nie ma dla niego domu-budowa się skończyła,więc sucz przestała być potrzebna jako nocny stróż)
-po rozmowie z telefonicznej mój SZM dowiedział się,że sunia nie będzie do oddania,i że szef cały czas zmienia zdanie raz chcąc ją oddać raz nie
Jednak mimo tych przeciwności stwierdziłam,że pojadę tam osobiście,bo jeżeli
FP chce dać Operze szansę na lepsze życie,to trzeba o nią troszkę powalczyć.
A więc sytuacja wyglądała następująco:
-dnia 28.04. osobiście tam pojechałam,żeby ją zobaczyć i porozmawiać
-ochroniarz,który pilnował budowy powiedział mi,że jego szef po raz kolejny zmienił zdanie co do przekazania komuś suni,i wymyślił sobie,że przetrzyma ją tam jeszcze do września
-człowiek ,z którym rozmawiałam powiedział,że oddałby mi ją od razu,żeby to od niego zależało,jednak osobą decyzyjną w jej sprawie jest tylko i wyłącznie ich szef
-sytuacja mogła się jednak się zacząć komplikować,bo inwestycja została zakończona,a ogrodzenie wokół opery miało zostać rozebrane,a wtedy sunia nie mogłaby tam już zostać-ponieważ teren wokół niej to park,jedno z bardziej popularnych miejsc spacerowych w Białymstoku
- zostawiłam swój nr telefonu i poprosiłam,aby w razie zmiany zdania szef skontaktował się ze mną,dałam też namiary na stronę Fundacji Pasterze,aby mogli zapoznać się z jej działalnością
I tak mijały kolejne dni,a telefon milczał,milczał,milczał....
I nagle przełom-dzięki pomocy
bbgm-Kamili z dogomanii dostałam namiary na
Grażynę-Panią urzędnik,której los tej suni też był bliski jej sercu-i po wielu godzinach peplania przez telefon dnia wczorajszego ,obmyślaniu strategii działania stworzyłyśmy silną grupę pod wezwaniem
,zdesperowaną aby zrobić wszystko i dzisiaj odbić
Operę Z góry serdecznie dziękuję za pomoc i poświęcony czas
Kamili-bbgm,
Grażynie-Pani urzędnik,oraz
Ani-szefowej białostockiego TOZ-U -dziewczyny jesteście wielkie
A tak wyglądało nasze przejęcie suni
Zostałyśmy umówione dzisiaj na rozmowę z szefem ochroniarzy-początkowo rozmowa nie przebiegała pomyślnie,jednak co 4 baby to nie jedna
-i tak pomalutku,powolutku Pan pękał jak bańka mydlana,a że też okazał się psiarzem i przyznał się też do tego,że nie widział w jakich warunkach sunia żyje w końcu zgodził się ją mi oddać
(nie będę opisywać szczegółów, bo efekt został osiągnięty,a to jest najważniejsze).
A
Opera,to sunia,która poza ogrodzeniem budowy nie zna niczego,sunia,która przez 15 min bała się do nas wyjść z budy,tak bojąca się własnego cienia,że serce patrząc na nią rozpadało się na milion kawałków,brudna,zakłaczona,z tak pięknymi,mądrymi oczętami,które mówiły tak bardzo chcę,ale się boję....
Dziewczynka w swym życiu nie poznała wiele,a wejście do mojego samochodu było dla niej ogromnym przeżyciem-jednak po kilku chwilach smaczek podany z ręki przyjęła z taką delikatnością liżąc moją dłoń,że....
A teraz mój SZM wiezie ją do
Lenki,do DT,w którym sunia nauczy się czym może stać się dla niej człowiek i ona dla niego.....
Dziękuję
Fundacjo,za to że jesteś
p.s.mam nadzieję,że nie dostanę bana za zbytnie rozpisanie Uzupełniłam post o zdjęcie, które zrobił Danek.