"Jagodowa" przygoda zaczęła się dla nas na początku lipca. Właściwie natychmiast po opublikowaniu informacji o do adopcji. Niesamowicie żałowałam, że post o potrzebie przewiezienia Jagódki z toruńskiego schroniska, do domu tymczasowego przeczytałam na wątku kawowym dopiero, gdy była już w Miliczu. Przegapiłam... Jagódka (a właściwie Bunia, bo tak się do niej zwracały fundacyjne dzieci Zosia i Konrad) zamieszkała w Łowinie, czyli wróciła w swoje poprzednie strony. Troszkę to trwało, przede wszystkim z powodu stanu zdrowia Niufki, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czekaliśmy na nią cierpliwie i się doczekaliśmy.
Kiedy wiosną trafiliśmy przypadkowo na stronę fundacji, to od razu postanowiliśmy, że nasz pies będzie "od Pasterzy" albo nie będzie go wcale. Kierując się odruchem serca moglibyśmy przygarnąć całą sforę schroniskowych bied, ale przecież nie o to chodzi, by przerobić swój dom na schronisko. Musimy mieć czas dla każdego naszego zwierzaka. Mieszka z nami schorowana nestorka Zora. Cukrzyca poczyniła prawdzie spustoszenie w jej kruchym ciałku. Potencjalne, nowe zwierze w naszym domu musiało się dostosować do ślepej i głuchej seterki. Czy choćby najbardziej nieszczęśliwe stworzenie przygarnięte ze schroniska mogło dać nam pewność, że specyficzne potrzeby Zory nadal będą respektowane? Niestety nie. Fundacyjne psiaki są zdecydowanie bardziej przewidywalne. Dzięki ogromnej pracy Wolontariuszy i Domów Tymczasowych mają szansę na normalne życie. W naszym domu mieszkają też kundelek Misia - znajda (hałaśliwe stworzenie o miłym usposobieniu, ale kierowniczych zapędach), cztery koty: Matylda i Syriusz przygarnięte ze schroniska oraz Luna i Klara - koty "z interwencji", których miało nie być, bo dwa to optimum, a cztery... cztery to objaw naszej słabości - miękkiego serduszka (jedna kotka zabrana znęcającym się nad nią nastolatkom i wycieńczone maleństwo znalezione na szosie). Nasz limit został przekroczony przy schroniskowcach - kolejnych kotów do domu nie przyjmujemy. Do takiej właśnie rodzinki dołączyła niewidoma Niufka.
Bunia, w swoich relacjach z innymi psiakami, które socjalizowały ją pod czujnym okiem Tymczasowej Rodziny, wykazywała uległość i zrównoważony charakter. Gdy przybyła do nas po długiej podróży samochodem, znalazła się w ogrodzie pełnym psich zapachów, nie słyszała wszystkich poleceń z powodu szalejącej wichury... zrobiło się dramatycznie i groźnie. Bunia wyczuła, że Zora jest od niej słabsza, w tle jazgotała ze strachu Misia, koty dyplomatycznie obserwowały widowisko w bezpiecznej odległości. Zadziałała spora doza stresu i już się naprawdę baliśmy, że nic z tego nie będzie, a Bunia, wróci do Milicza :-(. Z podziwem obserwowałam panią Elę, która nie ingerując w psie "rozmówki" pozwoliła się suniom dogadać w ich języku. Dość powiedzieć, że chyba po raz pierwszy widzieliśmy Zorkowy garnitur zębów w komplecie... Dziewczyny pogadały, pogadały, a następnego dnia wzajemnie wylizywały sobie uszka. Jeszcze wczoraj przed południem Bunia powarkiwała i poszturchiwała leżącą Zorę, ale ładnie reagowała na upomnienia zarówno nasze jak i psie. Misia omija Bunię sporym łukiem, a gdy Niufa zbliża się do niej, to alarmuje ją wrzask. Misia uprzedza Bunię, że nie życzy sobie, by taki kudłaty niedźwiedź po niej deptał i Niufa odnosi się do tych napomnień z szacunkiem - schodzi z drogi. Koty jak tylko się zagapią, to muszą się poddać wylizywaniu - niekoniecznie są z tego zadowolone, ale nie protestują pazurami. Najmłodsza kotka upodobała sobie wygarnianie łapką z miski kociej karmy i dokarmianie Buni. Jej pasją stało się obserwowanie z góry psa zbierającego karmę po podłodze. Bunia ma obsesję na punkcie jedzenia, ale Jerzy świetnie sobie z tym daje radę. Buni nie wolno dopadać do jedzenia jak w amoku. Musi się najpierw uspokoić i poczekać na komendę. Jak się stworzenie wyciszy, zaprzestanie dzikich tańców wtedy może zacząć jeść. Rozemocjonowane pięćdziesiąt kilogramów szczęścia to może sobie harcować po ogrodzie, a nie przy jedzeniu ;-). Bardzo szybko poznała zakątki ogrodu i sadu. Biega slalomem wśród drzew i trudno uwierzyć, że nie widzi, tak sprawnie się porusza!
Bunia tęskni za swoimi "Tymczasami", ale jest bardzo mądrym i dobrze ułożonym psem i powoli aklimatyzuje się u nas. Żelazna konsekwencja podyktowana bezwarunkową miłością do naszych sierściuchów również w przypadku Buńki się sprawdza. Czasem tylko coś dusi mnie w piersi, gdy pomyślę przez co to cudowne stworzenie musiało przejść... Jak choćby wtedy, gdy na naszym pierwszym spacerze Bunia wparowała mi między nogi i trzęsła się jak galareta. Przechodziłyśmy niedaleko chlewni..., zapachy wzbudziły złe wspomnienia. Na szczęście mądry pies szybko zrozumiał, że nie zamierzam jej uwięzić w chlewie, a uspokoiła się gdy pozwoliłam jej brodzić w stawie. Bunia poza ogrodzeniem porusza się tylko na smyczy, swobodnie biega tylko w ogrodzie. Do lata jeszcze daleko, ale już się zastanawiam jak umożliwić niewidomej amatorce pływania kąpiele w jeziorze?
Plany, planami, a jutro święto, więc będziemy mieć dużo czasu, żeby się sobą nacieszyć. Bardzo dziękujemy Pasterzom za ogrom pracy włożony w udzielanie pomocy Futrzastym i ich nowym rodzinom. Wbrew pozorom niełatwo jest pomagać mądrze..., a Wam się to udaje.
Ps. Kilka zdjęć pojawi się wkrótce.