Nie jestem w stanie czytać tego wszystkiego.
Wiem, że nie jest jest źle. Chcę w to wierzyć.
Ale dziś na wieczorny spacer wybrałam się sama, a mały Pawełek spoglądał na mnie pytająco : Mama, gdzie Hala?
Widać ją było nawet w ciemnościach, chowałam jej się za drzewa, a Pawcio w wózku siedząc z boku śmiał się...
To ciężkie dni, wręcz okropne...
Kiedy dowiedziałam się, że trafiła do domu na stałe z jeden strony ucieszyłam się, ale z drugiej zdałam sobie sprawę, że straciłam ją na zawsze.
Miałam nadzieję, że do tego czasu, co będzie przebywać w DT wygram w totka, kupię dom i pierwsze co zrobię to choćby na rowerze - pojadę po nią...
Ostatnie dni są straszne nie tylko dla mnie,
moje dziecko choć cholernie staram się trzymać dzielnie odczuwa mój podły nastrój, mój smutek i żal.
Z jednej strony to prawda, co ktoś napisał, opowiem mu na pewno o niej.
Nawet dzień przed wyjazdem robiliśmy wspólne zdjęcia razem, ale boje się, że Paweł powie, że przez niego musiałam ją oddać...
Najgorszemu wrogowi nie życzę tego co przechodzę... Dziś jestem tak smutna, że chętnie bym się przytuliła, jak zwykle...
...tylko problem tkwi w tym, że nie mam do kogo.