Jerry to pies "bezobsługowy". Bardzo grzeczny, daje znać jak chce na dwór i jest na prawdę bezproblemowy. Eh gdyby tylko trochę młodszy. Już się nie broni, daje czesać, głaskać i robić to wszystko co robi się z domownikiem. Czasami tylko przy dotknięciu mordki, warga mu się marszczy, ale zupełnie nie bojowo. Ciężko mu u nas, bo mamy polerowany kamień na podłodze i to co dla nas jest fajne, jemu stwarza duży problem. Ślizga się przy wstawaniu, musimy mu pomagać. Trzeba mu kupić szelki, wtedy będzie łatwiej i jemu i nam. Zrezygnował z kocyka, na rzecz ciepłej podłogi, u pańci pod kanapą. Ponieważ to ulubione miejsce Baji, musieli wypracować konsensus. Dość głośne były to negocjacje, ze strony Baji, ale w końcu trochę ustąpiła. Teraz leżą jeden za drugim, wstać nie sposób. Baja, w ogóle rządzi nimi dwoma w sposób bezwzględny.
Jutro pokażemy weterynarzowi Jerrego przednią łapę, która sprawia wrażenie jakby była zdrętwiała, sparaliżowana? Tuż po wstaniu ta łapa jest jak z drewna, napięta jak struna, wyprostowana. Dopiero jak rozchodzi, stawia łapkę w miarę normalnie. No i jest chudy, przeraźliwie chudy. Waży 28 kg. Skórka i kości. A przecież jak stoi jest wyższy niż Berni, czyli około 50 kg powinien ważyć. Serce mówi - karm, rozsądek mówi - nie, bo nie wstanie. Znieczulenie dostał na 25 kg, a i tak długo się budził, słaby jest, szybko się męczy. I niestety na spacerki się nie nadaje. Mamy jednak nadzieję, że za dwa tygodnie jak już wszystkie leki zaczną działać, będzie widać poprawę. Poza tym, że gęsto na podłodze i wiatr od trzech ogonów, nie ma żadnego zamieszania. A Jerry chyba swoje wie, bo wylizuje nas dokładnie przy każdej okazji.