Tak strasznie brakuje nam jej chrumkania, posapywania, plątania się pod nogami,
szczeku, który budził jedynie ogólne rozbawienie, w końcu nawet zwad z Medą...
Nie chodziła po schodach, za każdym razem trzeba było ją znosić z piętra na dół i wnosić na górę.
Jak się wtedy cieszyła! Jak przytulała!
Pewnego wieczora zbyt długo odrabialiśmy lekcje i Dusia została na dworze dłużej.
Gdy po nią poszłam okazało się, że zdołała się wspiąć na siódmy stopień. Jaka była moja radość!
Myślałam, że to wyszło samo z siebie.
Żegnając Dusię (*) moja Mama przyznała się, że uczyła ją chodzić po schodach...