Wstaję bladym świtem. Mocna kawa pozwala otrzeźwić zaspany umysł. Przede mną mnóstwo kilometrów i kłębiących się pytań.
Kiedy się w końcu spotykamy, uderza mnie niezwykła radość w jego oczach.
W samochodzie mam smycz i obrożę.
Chcę jak najszybciej pozbyć się przeklętej kolczatki - ostatniego reliktu tragicznej przeszłości.
Szybko okazuje się, że ledwo udaje mi się wsunąć pod nią palec. Jest zdecydowanie za mała.
Mimo desperackich prób pozbycia się dziadostwa, kapituluję.
Potrzebne są kombinerki...
Całe 47cm jako dowód przynależności psa do idioty.
Na zdjęciu dla porównania z obrożą Rediego.
Psu założono kolczatkę z pewnością gdy był jeszcze szczenięciem i po prostu z nią urósł.
Deja vu... Ta historia już była...
http://www.pasterzeforum.pl/index.php?topic=459.msg11791#msg11791Sierść, która na pozór, z odpowiedniej odległości wygląda całkiem normalnie, w rzeczywistość jest zlepkiem filcu i odchodów...
Biała kryza jest sfilcowanym, sztywnym pancerzem w buro-nieokreślonym kolorze, który od wyłysiałej skóry oddziela radośnie centymetr brudu i gnoju...
Pomiędzy filcem odkrywamy kolejne opite kleszcze. Są też takie, które są oblepione sfilcowaną sierścią tworząc wrażenie, że sierść ta wyrasta niejako z samych kleszczy, a nie z psa...
Sierść, która w tej chwili tak wygląda, po letnich upałach wyglądałaby już tak:
http://www.pasterzeforum.pl/index.php?topic=459.msg11462#msg11462