Maksiorku, ja już dawno przestałam się czemukolwiek dziwić.
Zaczęłam ten wątek, ponieważ nie jest to pierwszy (i pewnie nie ostatni) dramatyczny apel, po którym zwijamy się, sprężamy, uruchamiamy ostatnie rezerwy sił i czasu, bo czujemy że jesteśmy w stanie pomóc... i okazuje się, że dramatu nie ma, pomoc nie jest potrzebna i nasza chęć pomocy nikomu i niczemu nie służy. No może temu, że kolejny raz nie zareagujemy i być może to będzie ten "raz" kiedy pomoc rzeczywiście była oczekiwana.