Na podstawie dotychczasowego przebiegu choroby oraz przeprowadzonych badan Jaret na 95% ma chłoniaka. Za tydzień będą jeszcze wyniki biopsji z powiększonego wezła chłonnego i przesączu z nadgarstka i dopiero one dadzą 100% pewność. Od czego się zaczęło i jak jest przyczyna? Wiadomo, nie ma w Polsce linii berneńczyków wolnych od nowotworów, jest tylko kwestia kiedy i czy nowotwór się uaktywni. W wypadku Jareta niewykluczone ze powodem mogły być szczepienia i intensywne leczenie psa w schronisku, do którego trafił jesienią w stanie skrajnego wyczerpania. Kiedy zaczęłam się niepokoić? Wczesna wiosna, ze dwa razy Jaret po intensywnych spacerach zaczął kuleć, ale w związku z tym ze na początku zimy rozciął sobie łąpę, myślałam ze pewnie sobie ją uraził, zwłaszcza że kulawizna szybko minęła. W którymś momencie pies zrobił się wybredny przy jedzeniu. Zaczęło się na wyjazdach, w Sulistrowiczkach nie chciała jeść suchej karmy, ale przecież był taki podekscytowany że nie było co się dziwić, potem przy weekendowych wyjazdach na działkę sprawa się powtórzyła. Po czerwcowym urlopie na którym Jaret był w świetnej formie (choć z karmieniem były kłopoty, dokarmiałam go kanapkami), spadła mu forma, tak jakby zaczął się starzeć. Myślałam ze może się trochę przeforsował na urlopie (szalał, dużo biegał, był w swoim żywiole), albo może upały go meczą no i wiek tez niebagatelny 10 lat. Bardzo się ożywiał na spotkaniach i spacerkach berneńskich, ale później je odchorowywał. Zaczęły się lekkie kłopoty z żoładkiem (nie biegunki ale zdecydowanie luźniejsze brzydkie qoopy). Zaniepokojona jego stanem, zrobiłam badania krwi i moczu. W zasadzie nie były złe, ale w dalszym ciągu pH moczu za wysokie (mimo podawania żurawitu i witaminy C), powtórzył się stan zapalny w pęcherzu (jak Jaret do nas przybył był w trakcie leczenia i praktycznie lekki stan zapalny cały czas się utrzymuje), jest tez na Ypozane. Rozpoczęliśmy leczenie, kilka dni później po niedzielnym spacerku, na którym Jaret, nawet tak bardzo nie szalał nagle okulał i spuchła mu łapa, tak ze nie mógł na nią stanąć. Pojechaliśmy do weta, okazało się ze ma w nadgarstku małą dziurę (ale nie nowa), została oczyszczona, podany antybiotyk i środek przeciwzapalny i przeciwbólowy. Następnego dnia pies był w bardzo złym stanie, ledwie mógł chodzić, zataczał się, zapadły mu się fafle i oczy. U weta dostał kroplówkę, steryd, zrobili mu USG serca, okazało się ze w nadgarstku ma jeszcze jedna dziurę (wygląda to tak jakby stare ugryzienie, lub przebicie na wylot jakimś ostrym długim kolcem). Przepisali dalsze leczenie antybiotykowe, przeciwzapalne (niesterydowe) i na zmniejszenie opuchlizny. Leczenie nie przynosiło efektu, lekarka zmieniła leki, ale zwróciła uwagę że taki brak postępów w leczeniu często występuje przy raku. W sobotę Jaret miał wyznaczone konsultacje, mimo zmiany leków łapa dalej spuchnięta już do ramienia, pies w kiepskiej formie. Przy dokładnym badaniu okazało się że przedłopatkowy węzeł chłonny jest powiększony.
W związku z tym że serce jednak nie jest w najgorszym stanie, zdecydowaliśmy na pełniejsze badania w sedacji. Lekarz zrobił rtg płuc (płuca w zasadzie w porządku) i usg śledziony (tu nie jest najlepiej, są zmiany które mogą wskazywać na nowotwór, choć w innym przypadku można je wiązać z wiekiem psa), zrobił biopsje z węzła i nadgarstka. Wet niestety przekonany jest żę to nowotwór, do czasu otrzymania wyników przepisał kuracje sterydową. O ile kuracje środkami niesterydowymi u Jareta nie przynosiła żadnych efektów, to sterydy stawiają go na nogi (oby jak najdłużej). Jarecik poczuł się na tyle dobrze ze w niedziele poszliśmy (co prawda na krótki) podkowiański spacerek w towarzystwie Mili i jej podopiecznych. W tej chwili Jaret jest w dobrej formie i opuchlizna sporo sie cofneła. Jak będą wyniki biopsji będziemy zastanawiać się nad dalszym leczeniem, czy zostaniemy przy sterydach czy zdecydujemy się na chemię. Jedno wiem na pewno Jaretowi należy się wspaniałe życie, ale również, jak przyjdzie jego czas godne odejście bez meczącego leczenia czy bólu.