18
« Ostatnia wiadomość wysłana przez GP dnia Czerwiec 03, 2019, 03:28:38 am »
Witajcie...
W środę było źle. Rano leżałem jak nigdy w kuchni. Widziałem, że wszedł i tyle. Bolało jak jasna.... Coś pokapował, że źle ze mną, ale nie do końca. Poszliśmy na spacer. Tak bolało, że tylko jedną trawkę wyróżniłem i musiałem się położyć. Stał nademną, ciuciał, cmokał, namawiał... W d... miałem te czułości. Wstałem. Co było robić? Powlokłem się pod chałupę i tam zaległem. Nie wejdę i już!
Wstałem dopiero jak otwarł samochód. Cud! Zaczął jarzyć. Najpierw do pracy. Niech mu będzie, ale nie wyjdę z auta.
Zwialiśmy do weta. Miły facet osłuchał, obmacał, wsadził to cieńkie coś, przeczytał, co wyszło i dał zastrzyk, który miał pomóc na bolące biodro i pigułki.
Trochę lepiej, ale ogon i tak nie działa. Wróciliśmy do pracy. Nie wylazłem. Może wreszcie pokapuje, że dali ciała.
Naczekałem się nim ruszyliśmy do domu. Gdy nadal nie wychodziłem zajarzył że trzeba działać. Pojechaliśmy do innego weta.
Pani wet już po wywiadzie miała niewyraźną minę. Zaordynowała badanie krwi. Było źle! Anemia! Coś się rozszczelniło i leciało tam gdzie niepowinno czyli po prostu kapało do pieska. ...ale obmacała i powiedziała że jest bardzo źle i że dopóki nie zobaczy to nic więcej nie powie. Ogoliła i potem jeździła po brzuchu takim patykiem na smyczy. ...a w telewizorze leciała transmisja z wnętrza garnka w którym się coś gotowało. Po co im byłem do tego nie wiem, ale na kafelkach było chłodno, więc leżałem grzecznie. Przyleciał drugi wet i wszyscy wyglądali jakby w tym garnku na ekranie gotowały się ich podroby a nie moje.
Nareszcie zaczęli gadać zamiast tylko kiwać głowami. Guz na śledzionie pękł i lało się do środka pieska i piesek- JA - miałem rano być zimny, jak znowu dostanę tylko zastrzyk na biodro. Co się tego mojego biodra czepili? Byli w nim czy co? W tym przypadku (biodra) to nosa ja mam a nie oni.
Tłumaczyli, że nie mogą mnie operować po 14 godzinach pracy skoro są inni co dopiero zaczynają pracę. I zawiózł mnie do kolejnej kliniki. Tam już wszystko wiedzieli i było szybko - bez gadania i bez męczenia. Zdążyłem go tylko liznąć w mordę i spałem.
Obudziłem się w klatce. Za co? !!!!!?
Potem był spacerniak i do klatki. Znowu spacerniak i do klatki. Za co?!!!!? Na następnym przerywniku odbywania kary na ulicy zobaczyłem jego samochód! To po mnie!!!!!! Koniec kary!!!! Nie wracam TAM!!!
Gdzie tam. Wyszedł, pogłaskał, odnotował, że ogon znów działa i... pomógł im zapchać mnie do klatki! Na nic piski, machania ogonem, pląsy i co ino. Nie chce już mnie! Ale słyszałem jak podjechał znowu i chwilę później dostałem puszkę. Pyszne było. Ale mało. No trudno. Sanatorium to to nie jest skoro w klatce trzymają. Za którymś razem jak go słyszałem za ścianą oddziału dla dużych, wyprowadzili mnie i dali mu potrzymać drugi koniec smyczy. Zamachałem ogonem, trąciłem nosem - WIEJEMY ( kolejnej okazji może nie być) !!!!!!!!!!!! ...i dałem w długą - najwyżej się wywali to go dociągnę do auta. Dał radę! Zamknął mnie w aucie i poszedł z powrotem. Pewnie załatwiać oficjalną przerwę w odbywaniu kary.
Wrócił radosny! Załatwił! Jestem WOLNY!
Tylko ciuchy z tego pudła muszę dalej nosić. ...i klosz mi groził. Ale w kwestii klosza doszliśmy do porozumienia. Byłem niezłomny - albo ja na szyi a on na obu rękach, albo nici z klosza. Wizja braku możliwości podrapania się była dla niego tak koszmarna, że... ...i nie mam klosza!
Ale musimy tam się stawiać dwa razy dziennie! Taki dozór. Za to jak odbębnimy to stawianie się poranne, to całe dnie siedzimy w ogrodzie!
Tylko na noc tylko wracamy do naszej budy oczywiście po stawce w pudle. Ja do mojej łazienki, a on się wałęsa po budzie i czasami prosi o sikanie. Wtedy wstaję niechętnie z ociąganiem. Niech wie, jak to jest, gdy o podstawowe prawa trzeba prosić! To jego psie obowiązki, a on chyba uważa, że jak coś psie to już wyłącznie moje. Pojęcia mu się pomyliły!
W sumie jest OK. Troszkę ciągnie w brzuchu ale nie boli! Ziajać przestałem - nie potrzebuję już niczego sygnalizować, więc oni też przestali się czepiać bioder, kolan i wieku. Coś za coś. ...a propos wypominanego wieku - czuję się młodo! Czym chciałem się z Wami podzielić.