Nie jest łatwo mieć w domu oddział geriatryczny z czworonożnymi pacjentami, prawda Camara?
No cóż, prowadzenie oddziału geriatrycznego dla psów nie jest łatwym zadaniem. Ani fizycznie ani psychicznie.
W grudniu ub. roku, przy okazji skrętu żołądka (i operacji z tym związanej) u Borysa stwierdzono liczne mięsaki na śledzionie:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mi%C4%99sakWg dostępnej wiedzy Borysowi zostało max 4-5 miesięcy życia, choć większość psów kończy życie przed upływem 100 dni (żródło - Praktyka Kliniczna - Psy)
Dziś minęło 9 miesięcy... Borys wygląda i czuje się kwitnąco, oczywiście biorąc pod uwagę jego wiek i inne dolegliwości charakterystyczne dla leciwych psów (bo jest starszy niż węgiel). Patrzę jak na tych wykoślawionych reumatyzmem łapach podskakuje nieudolnie z piszczącą piłeczką w mordzie i myśle - cudzie trwaj!!!
Jakiś miesiąc póżniej szukając przyczyny nagłych i obfitych krwotoków z nosa, u Beli znaleziono guz na kości sitowej (między oczodołami). Guz usadowiony jest w miejscu, które wyklucza zabieg operacyjny. W zasadzie nic nie można zrobić, pozostało czekać na dzień decyzji... ciesząc się z każdej darowanej chwili.
Bela straciła wzrok ale jeszcze nie okazuje reakcji bólowej, czasami nawet jakby zdziecinniała i przyłącza się do "jamniczych zabaw" choć wcześniej bardzo rzadko to robiła. Bela ma 10 lat.
No i 8-latek Bruno. Olbrzym z ciężką dysplazją, od 6 lat chorujący na zewnątrzwydzielniczą niedoczynność trzustki. Wydawało mi się, że przynajmniej u niego mam sytuację constans - karmienie i leki ustawione i choć nie ma szans na wyleczenie to przynajmniej nie jest gorzej...
A teraz jest gorzej, Bruno przestał przyswajać karmę, męczą go biegunki i wymioty, leki nie działają. Robimy różne kombinacje diety i hormonów ale na razie bez widocznych efektów. Dziś znowu do weta...
Ja chyba - mimo wszystko - uważam ten rok za wyjątkowo udany. Lepiej czy gorzej ale nadal jesteśmy w komplecie