W przypadku naszej seniorki Zory skuteczne okazało się "objeżdżenie psa". Nie mieliśmy innego wyboru i sunia musiała przemieszczać się z nami samochodem. Na początku to były torsje, potem od czasu do czau zwymiotowała (pilnowaliśmy, żeby nie jeździła po posiłku), z czasem przerodziło się to w ślinienie, aż w końcu zupełnie ustało. Sytuacja życiowa niestety wymusiła takie rozwiązanie. Wcale nie było nam miło patrzeć jak się męczy. Pomagało zasłanianie okien roletkami (takie na przyssawki), żeby suni nie drażniły szybko przesuwające się obrazy. Lubiła też schować głowę pod kocyk.
Bunia ślini się podczas jazdy. Wysiada z zupełnie mokrymi łapami i narzutka do prania. Mamy nadzieję, że jej to przejdzie jak Zorce. Najgorsze jednak jest wpakowywanie Buńki do auta. Musimy ją wnosić (55kg...), bo uparcie odmawia współpracy i wpada w stupor. Jak już się znajdzie w pojeździe, to jest zadowolona, tylko to wsiadanie... Samochód coraz lepiej jej się kojarzy, bo raczej ze spacerkami, niż wyjazdem do weterynarza, ale nadal zapiera się i ogłasza strajk okupacyjny.