Gdybym nie miała tylu psów, ile mam, dzwoniłabym do Elzy w sprawie Beethowena...To najpiękniejszy bern, jakiego w życiu widziałam...
Dorota ma wyczucie! Do dogoterapii Ben się nie nadaje, ale towarzysz z niego przedni - niczego nie pragnie tak jak bliskości człowieka.
Ma w sobie to
coś co łamie niewieście i męskie
serca - jest maminsynkiem pełną gębą.
Niestety ciągle odporny na wiedzę.
Nemo mówi o nim pieszczotliwie "nasz beton".
Na spacerze nadal smycz pozostaje napięta, poznanie zapachów pozostawionych przez inne psy na słupkach, siatkach, latarniach itp. jest ważniejsze od wymagań opiekuna.
Nauczył się panować nad sobą, stara się nie skakać i nie opierać łap o człowieka, bierze delikatnie smaczki i wędzonki z ręki.
Przy jedzeniu sukom ustępuje miejsca bezwzględnie
(ale żadna z nich nie jest lękliwa i nie pozwoli na zbliżenie się młodego do swojej miski),
natomiast gdy jednocześnie jeść dostaje Gobo trzeba stać przy nich bo bez kontroli zaczynają się utarczki.
Poza tą sytuacją to najlepsi kumple na świecie.
Czesanie nie jest żadnym kłopotem, Ben to uwielbia,
kręci się tylko wówczas gdy pojawia się nagle inny bardzo interesujący bodziec.
Po sprawdzeniu sytuacji wraca do relaksującego zajęcia uwalając się z hukiem pod moimi nogami,
a oczy pytają: "To jak ? Możemy już kontynuować ?"