Dzięki za kciuki!
Górą była
Elza.
O ile
Leon na spacerze, nie zauważa innych ludzi, o tyle doktor od razu mu podpadł.
Widocznie po wymianie spojrzeń obaj zrozumieli się bez słów.
Jeden miał konkretnie sprecyzowane cele
a drugi nie zamierzał wyjść na dudka.
Leoncio postraszył doktora, a że ma słuszną wagę i siłę, wyglądało to groźnie.
Udało mi się go osadzić na miejscu.
Między próbami premedykacji a kolejnymi zrywani w obronie własnej, mieliśmy miłe chwile czesania,
opowiadania baśni i legend słowiańskich,
w końcu śpiewania kołysanek... aż udało się... i
Leon zasnął.
Cały proces trwał 2 godziny.
Mój misio ma twardy łeb... Popędziłam spóźniona do pracy. Wkrótce dostałam informację, że można dzwońca odbierać.
Gdy dojechałam, bardzo szybko zaczynał się wybudzać i powarkiwać na doktora
ale kiedy usłyszał mój głos, ogon zaczął poruszać się w pożądanym rytmie.
Zapakowaliśmy go do auta i pojechaliśmy do domu.
Chwilę po wyładowaniu u nieprzytomnego
Leona można było obserwować szeroki berneński uśmiech.
Wiedział, że wrócił do siebie. Teraz śpi.