Tak się niby zawieruszyła ta wena, niby natchnienia brak, niby czasu za mało, a to że się szuflada w cholerę zacięła, ale żeby tak od razu rok minął, to już chyba lekka przesada.
No to po kolei. Najpierw było Boże Narodzenie...
No, ale może jednak nie przesadzajmy - zostawimy to sobie na długie jesienne wieczory (ewentualnie na emeryturę)
______________________________________________________________________________
WYJECHALI NA WAKACJE...
Chciałoby się zanucić pod nosem '...wszyscy nasi podopieczni...' No właśnie - chciałoby się... I niby człowiek taki rozsądny, a taki naiwny czasami, doprawdy.
Ooo nie, nie - nie ma tak dobrze!!! Projekt 'WAKACJE' obejmuje wszystkich członków rodziny bez wyjątku. No i oczywiście peguocika - wredne autko, który mimo moich usilnych protestów i desperackich aktów rozpaczy - jest z nami kolejny rok. Marcin twierdzi, że trzeba być w życiu tolerancyjnym i wyrozumiałym i dziada ani nie sprzedał, ani sprzedać nie zamierza... Dwie awantury o randze atomowej oraz niezliczona liczba fochów nic do sprawy nie wniosły - peguocik jest, od czasu do czasu na dziwne pomysły wpada, ale zaciskam zęby i jestem - jak to było? - wyrozumiała... :chytry:
Jednak przyznam się z niekłamaną satysfakcją, że zaczynam dochodzić niejako do pewnej wprawy w dziedzinie 'turystyki rodzinnej'. No 'Wars wita was' to ze mnie pierwszorzędny! Co prawda, nie oszukujmy się - było znacznie łatwiej, niż w zeszłym roku: trasa krótsza, hektolitrów napojów, które zabraliśmy z domu, nie mogło zabraknąć, zmienianie Hance pampersów w bagażniku odpadło, dzieci siedziały w dwóch rzędach, więc się nie miały jak szturchać i kłócić, a Redzisław nie udawał podczas podróży z uporem maniaka stanu przedzawałowego.
Jeżeli komuś teraz przyjdzie do głowy, że tegoroczna podróż to była istna familijna sielanka - to niech się nawet nie przyznaje, bo pogryzę!
Konradowi ciągle spadały na podłogę te cholerne klocki lego, których nie mógł sięgnąć. Redi postanowił, że w akcie protestu będzie jechał na stojąco i na każdym zakręcie lądował na Konradzie, który akurat próbował ręką, nogą lub czymkolwiek innym podnieść z podłogi coś rozmiarów 3 na 3 milimetry. Hanka była ciągle głodna, ale to akurat normalne, więc się nie liczy. To było ekstremalne? Nieeeee. Ekstremalne to było przełażenie przez fotel do tyłu, żeby utłuc muchę, która doprowadzała Konrada do stanu histerii. Hanię pewnie też by doprowadziła, ale Hania w sobie tylko znanym błogostanie po kolejnym wafelku zasnęła. Nie dość, że z 'setką' na liczniku udało mi się przejść przez walizki i Rediego do bagażnika, to jeszcze udało mi się francę utłuc! Mało tego - bez strat i ofiar wróciłam na swoje miejsce. Taka byłam!
Wystarczy tej paplaniny, jak na jeden raz.
Jeszcze was chwilę potrzymam w niepewności, gdzie też to żeśmy byli w tym roku.