www.pasterzeforum.pl » ROZMOWY O WSZYSTKIM I O NICZYM » HYDE PARK (Moderator: Aga)
 » Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


© 2017 Fundacja Pasterze. Wszelkie prawa zastrzeżone. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację Regulaminu

Autor Wątek: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)  (Przeczytany 5490 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline GP

  • Nowy Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 37
  • Skypnij - TadFrydry
Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« dnia: Listopad 11, 2011, 23:14:34 pm »
Łoj, ale się narobiło! Przepraszam wszystkie psiaki z charakterem? oraz te, których zadaniem jest wyglądanie. Nigdy nikogo nie chciałem urazić.
Inspiracją konfliktowego zdania było wrażenie wywiezione 5 dni temu z jednej z hal wystawowych w Pradze, w której królował Veľký Novofundlandský pes ? w postaci współczesnego, oficjalnego wzorca opluja, gdy na poboczu imprezy pokazywano stary model, czyli użytkową wersję. I tutaj wnioski z porównania cech wypasionego Hummera H2 i niepozornego Jeepa Cj, w mojej ocenie są adekwatne.
W tychże kuluarach (na parkingu) niedzielnej Mezinarodni wystava psu Praha, przekonano mnie o celowości prowadzenia równoległej do obowiązującego wzorca, hodowli Nowofundlanda w użytkowej wersji, sprzed tuningu: 50 ? 60 kg przy wzroście 62 ? 75cm z wargami ukształtowanymi tak, by napływająca do pyska woda w znacznym stopniu wypływała samoczynnie, finezyjnie ukształtowanym odpływem w środkowej części dolnej wargi, by w mniejszym stopniu była połykana niwelując ryzyko utopienia w zaślepieniu wyciąganiem z wody wszystkiego prócz własnego jestestwa.
Stąd ?Veľký? w odróżnieniu od starego modelu?, którego oficjalnie niby nie ma.
Nabywanie nowofundlandziej wiedzy tak mnie pochłonęło, że realizacja celu przyjazdu ? kolejne laury Premiery i Tytana - pary czarnych terierów rosyjskich, spoczęła całkowicie na barkach dziewczyn: Wiki ? trenerki i fryzjerki oraz towarzyszącej nam od granicy fanki rasy - przemiłej Ivany.
Wybieg tradycyjnie ?dzieliliśmy? z tříbarevnými, zwanymi tutaj Veľký švajčiarsky salašný pes i Bernský salašnický pes więc, gdyby to nie było w Czechach, byłoby całkiem jak w rodzinie. Mimo pozostałości uprzedzenia, na które Czesi pracowali latami w czasie, gdy usiłowałem ich polubić, z czystym sumieniem pozostawiłem przedmioty troski w dobrym towarzystwie tříbarevnýh i większą część czasu spędziłem pośród śliniaków i ich fanów.
Efekty, jak widać kontrowersyjne.

Pozdrawiamy: Nero - Pana Piesa, który do tablicy wywołał? , nieustająco: Opatrzność moją, Starszego Pana, co sercem patrzał, bo oczy miał spocone, gdy mnie zabierali, Dobrodziejów, których zmiłowania doświadczyłem, co znosili? karmili, testowali i rekomendacje dali, Gospodarza tego wątku ? Bemola, Jego Stado i wszystkich życzliwych, których ten portal łączy.   

GP i odpowiedzialny za tekst - TF
« Ostatnia zmiana: Listopad 12, 2011, 10:33:53 am wysłana przez Nika »

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Murka

  • Gość
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #1 dnia: Listopad 12, 2011, 00:34:37 am »
To chyba jest wątek Bemola? Jako właścicielka takich trzech zapasionych z rodowodami wstydzę się głęboko - trzeba sobie było kupić pieska w pseudo.

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Offline ElzaMilicz

  • Pasterz
  • *****
  • Wiadomości: 7774
  • Veritas odium parit.
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #2 dnia: Listopad 12, 2011, 09:32:28 am »
Co ja widzę na wątku Bemola ?   :huh:

Czytanie w necie wiele razy powodowało, że ogarniała mnie szewska pasja.
Długo mi zajęło zanim zrozumiałam, że słowo pisane odbiera się inaczej.

...zło jest banalne, dobro niepojęte;  bez wiary przewracamy się o źdźbło trawy, z wiarą przenosimy góry...
Nara* Tina* Szila* Meda* Aza Jaga

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Offline Nika

  • Aktywny Użytkownik
  • *****
  • Wiadomości: 1873
  • Płeć: Kobieta
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #3 dnia: Listopad 12, 2011, 10:36:35 am »
Zrobiłam porządek na wątku.
Opowieść GP przeniosłam tutaj: http://www.pasterzeforum.pl/index.php?topic=545.msg17547#new. Jednocześnie zachęcam do założenia Księciuniowi Galerii w tym dziale:  http://www.pasterzeforum.pl/index.php?board=12.0

Zmieniłam tytuł tego wątku i zachęcam do dyskusji.  :th_0girl_curtsey:
"Przeciętny pies jest przyjemniejszym człowiekiem od przeciętnego człowieka" - Andrew A. Rooney

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Offline Nika

  • Aktywny Użytkownik
  • *****
  • Wiadomości: 1873
  • Płeć: Kobieta
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #4 dnia: Listopad 12, 2011, 10:39:51 am »
To może ja dorzucę parę groszy w tej dyskusji.
Zawsze miałam w przeszłości psy w typie ONka. Uratowane ze schrony bądź znalezione na ulicy. Szukałam psa rasy, która najbardziej mi pasowała, dlaetego zdecydowałam się na bern z papierami.
Jednocześnie przygarnęłam dwie biedy ze schroniska. Nie widzę żadnych różnic między psiakami, każdy jest jednocześnie kochany.  :heartbeat:
"Przeciętny pies jest przyjemniejszym człowiekiem od przeciętnego człowieka" - Andrew A. Rooney

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Murka

  • Gość
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #5 dnia: Listopad 12, 2011, 11:40:16 am »
Podobnie jak Nika i pewnie wiele z Was mam psy rodowodowe i nierodowodowe. W życiu miewałam psy w typie Ginger Kociubińskiej, wiele z moich psów (mam już swoje lata, a życie psa to niestety ułamek ludzkiego życia) to były psy adoptowane , a raczej brane z ulicy, albo innych dość paskudnych miejsc. Dyskusja o wzorcach FCI, trendach hodowlanych i wystawach to dyskusja poważna. Oczywiście można ją prowadzić. Przedstawianie  psów z rodowodom jakiejkolwiek rasy jako niesprawnych fizycznie, zapasionych przygłupów  jest dla mnie niewłaściwe, dokładnie tymi argumentami posługują się pseudohodowcy. I to by było na tyle
« Ostatnia zmiana: Listopad 13, 2011, 00:19:52 am wysłana przez Murka »

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Offline ElzaMilicz

  • Pasterz
  • *****
  • Wiadomości: 7774
  • Veritas odium parit.
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #6 dnia: Listopad 12, 2011, 11:50:08 am »
Temat szeroki jak ujście Orinoko.

Nie jesteśmy już dziećmi. Wiemy co to pseudohodowla i z takowej żaden uczciwy człowiek, nie mówiąc o miłośnikach psów nie powinien kupować szczenięcia bo wspiera proceder.

Wiemy również, że bywają hodowle zrzeszone w Polskim Związku Kynologicznym, w których psy leżą we własnych odchodach, szczeniaki trzymane razem z dorosłymi, bywa agresywnymi psami, nie mają kontaktu z człowiekiem,
właściciel jedzenie wrzuca przez siatkę skutkiem czego każdy członek stada musi wywalczyć pokarm dla siebie.

Jak do tego ma się rozmnażacz, który nie robi badań swoim psom, mnoży przypuszczalnie chore zwierzę, powiększa populację i w nosie ma takich maniaków jak my, wg których każdemu czworonożnemu należy się szacunek, opieka i godna smierć a nie zdychanie w bólu miesiącami ?

« Ostatnia zmiana: Listopad 12, 2011, 13:56:46 pm wysłana przez ElzaMilicz »
...zło jest banalne, dobro niepojęte;  bez wiary przewracamy się o źdźbło trawy, z wiarą przenosimy góry...
Nara* Tina* Szila* Meda* Aza Jaga

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Murka

  • Gość
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #7 dnia: Listopad 12, 2011, 12:50:04 pm »
Dlatego "psim" obowiązkiem każdego kupującego jest staranne przyjrzenie się hodowli, z której chce kupić szczeniaka. Można zacząć od zbierania informacji w internecie, ale wizyta na miejscu jest obowiązkowa. Nie wolno godzić się na przywiezienie szczenięcia  wraz z "wyprawką i metryczką".
Najpierw należy zobaczyć na własne oczy. Jeżeli hodowle "horrory" nie miałyby klientów musiałyby zaprzestać produkcji.

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

wiki1710

  • Gość
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #8 dnia: Listopad 12, 2011, 20:43:17 pm »
Przeczytałam co najmniej 2 razy wypowiedzi w tym wątku :gwizdze:
W całości się zgadzam i odnośnie pseudohodowli, i odnośnie kochania psa z rodowodem i kundelka (sama mam taki zestaw...oppss...sorki - Lala to nie kundelek tylko prawie bern :tease:) ale zgadzam się również ze słowami o tzw "przerasowieniu" (lub inaczej podrasowaniu kolejnych pokoleń, sami wszyscy wiemy jak chociażby zmieniał się wzorzec BPP, obecnie psy w typie dawnych przodków raczej ringów by nie zawojowały :gwizdze:).

A w ogóle myślę, że GP wcale nie chodziło o to, jak został niechcący zrozumiany.
Ech...to słowo pisane  ;)

GP uwielbiam Cię czytać :wub:

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Offline Ani@

  • Przyjaciel Fundacji
  • ***
  • Wiadomości: 5807
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #9 dnia: Listopad 13, 2011, 09:14:01 am »
A ja mam takie marzenie, by wszyscy hodowcy byli pasjonatami tego co robią
by toczyły się w ich gronie dyskusje odnośnie dobra rasy, której są hodowcami.

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Murka

  • Gość
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #10 dnia: Listopad 13, 2011, 19:24:56 pm »
Jakiś procent jest. Są rasy, w których pasjonatów jest więcej i Oni naprawdę kochają swoje psy, są rasy gdzie raczej nie o miłość do czworonoga chodzi i są tacy, których nie obchodzi rasa, będą hodować wszystko co w danym momencie przynosi pieniąchy. Trudno liczyć na to, że Homo Sapiens się przeanieli, ale można starać się zmieniać prawo i przepisy. Ci, którym zależy na dobru psów powinni  próbować coś robić wspólnie, tylko, że to wymaga uważnego słuchania swoich racji i pewnego wzajemnego szacunku.

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Offline GP

  • Nowy Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 37
  • Skypnij - TadFrydry
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #11 dnia: Listopad 30, 2011, 02:08:54 am »
Wywołany do oddzielnej tablicy postanowiłem przy okazji dokonać prezentacji, której z braku czasu zaniedbałem i w niej zawarłem swoje stanowisko - http://www.pasterzeforum.pl/index.php?topic=79.msg19406#new


Kopiuję post GP i przenoszę posty z wątku Przedstawiamy się http://www.pasterzeforum.pl/index.php?topic=79.msg19449;topicseen#msg19449:

Bez tytułu, bez wstępu?, z głębokim ukłonem.

Nie dotarłem tu dotąd a powinienem stąd zacząć?
Na usprawiedliwienie podnoszę:
Googlarka wskazała mi alternatywne źródło poszukiwanej wiedzy, w którym odkryłem, że Książę Charlie lub, jak kto woli GP od dawna się taplał, miał swoją ?szufladę?, zbierał wpisy i wszystko leciało swoim torem.
W tym czasie, w nieświadomości zaśmiecałem skrzynkę Opatrzności, starając się złagodzić ?poadopcyjnie? ewentualne rozterki, co do słuszności szczęśliwej dla mnie decyzji JMO.
Wskoczyłem, więc do ?pędzącego pociągu? i rozglądawszy się po ?przedziałach?, zauroczony, a wręcz zachłyśnięty prezentowanymi tu treściami, ujawniającymi wspaniałe postawy i dokonania realizatorów naczelnej idei, do działu ?PRZEDSTAW SIĘ? nie dotarłem z braku czasu.
Przysiadając się w różnych ?przedziałach?, jak to w tłumie, niechcący nadepnąłem na odcisk i postrzegam konieczność wyjaśnienia postawy odebranej jako drażliwa dla odcisku w poruszonej filuternie (nie przeczę) kwestii optyki milusińskich.
Poniższe, jeśli traktować jako wyjaśnienie, zamieszczone w wątku tematycznym, w którym ów odcisk doznał urazu lub tam gdzie owa boleść ponownie wyziera, byłoby w tamtych miejscach ględzeniem nie na temat.
Dlatego przy okazji zadość czyniąc uchybieniu przedstaw się, korzystam z tego działu.

Relacje ?śmiertelnie poważnie, z naciskiem na śmiertelnie? jakoś, jeszcze komponują mi się w aurze spowijającej biurka organów? W takich miejscach pobłażam połajance za wypowiedź odbiegającą od standardu formy lub treści, jakiego na szkoleniu urzędowe nie przerabiało.
Luzacki styl wypowiedzi na tym forum o śliniącym się czeskim psie w mojej ocenie nie powinien stawiać prostopadle do podłoża innego owłosienia niż czeska sierść.
Tymczasem koperkowa afera predestynowała do rangi odrębnej wojny za sprawą wydzielenia do osobnego wątku decyzją Wielce Szanownego Amina.
Choć intencje moje były czytelne, co wskazują laurki, za które niniejszym zażenowany dziękuję, przywoływanie do ??wzajemnego szacunku? kojarzę z odciskiem na tle rasowym i adwersarzom mych refleksji ślę ukłon za głębsze spojrzenie.
Grzebania w próżni w celu wyrządzenia komukolwiek przykrości proszę się po mnie nie spodziewać.
Ale, jeśli komuś to pomoże, lub ulży, walnę się niniejszym, publicznie w pierś, powtarzając już w tym miejscu: mea culpa, mea culpa, mea minima culpa... etc, etc? ? intencje jak zauważono zgoła inne miałem ?

Zagadnienie - ?Pies z rodowodem, czy bez?...?, w mojej ocenie już w drugiej części tytułu artykułuje oczywistość ? ?Każdy pies jest kochany?, która jako taka nie wymaga żadnego postępowania dowodowego.

Tu głęboki ukłon i wyrazy wielkiego uznania ślę na ręce Pani Elzy za niezwykłe dokonania, których jak mniemam jedynie ułamek oddają treści zamieszczone na forum.
I prośbę mam: aby w razie sprzeciwu poświęciła Pani chwilkę i chcącemu podważyć dostrzeganą przeze mnie oczywistość wykazała: dlaczego bestia, od której nie udaje się swobodnie oddalić z zachowaną ciągłością tkanki okrywającej, podlega uogólnieniu z II części tytułu przedmiotowego wątku.

Trochę historii do spowiedzi zamiast wstępu, którego się wyrzekłem:
Wszystkie psy, które miałem były ukochane, wyjątkowe i jedyne. No, Apasz - welsh terier ?nieco się popsuł? jako kanapowiec i ustawił w opozycji, ale? właściwa polityka pozwoliła ułożyć poprawne relacje.
Stosunek do mnogości zarówno psów jak i żon mam podobny. 2 na raz, to kłopot. Prędzej czy później mogą się żreć i nie chcę brać w tym udziału. Ceniąc stan posiadania unikam pokus.
Chmara chomików to nie moje ała. To Psiamać...
Matematycznie nie będzie - nie ujawnię stosunku "drzewostanu ginekologicznego" do zbioru obroży, które z sentymentu przechowuję, bowiem taką wyliczankę - autoprezentację proporcji próżności do miłosierdzia, poczytuję za małostkowość.
Po nieodżałowanej stracie Belmonda, jestem skażony wieloletnim widokiem cierpienia zapewnionego marketingowym pomysłem ?ulepszania? wbrew naturze, za sprawą ?widzimisię? i jak zawsze przypadku.
Tuningowania nie uznaję w żadnej dziedzinie. Ni pies ni wydra, skądś się wzięło? Co innego siły natury. Ona jak da radę to najwyżej poprawi a nigdy nie spieprzy.
Dotychczas posiadane psiaki nie były, aż tak obciążone i tylko mimochodem obserwowałem przykre przypadki, ciesząc się ze mnie to omija.
Basset był przypadkowym porywem serca (okoliczności niżej), zauroczeniem jego potencjałem emocjonalnym zwiastowanym spojrzeniem i rozbawieniem karykaturalną formą.
Tragedię, jaką zgotowano tej populacji dostrzegałem na raty, nabywając wiedzę o posiadanym zwierzęciu w trakcie zmagań z tzw. właściwościami rasy, jak zwykło się ładnie nazywać wykaz walorów i felerów.
W czasie rozmowy o samochodzie, który miałem zamiar nabyć, zza drzwi dobiegły skowyty dręczonego psiaka, na które oferent nie reagował.
Spytałem oględnie, czy nie mógłby zapewnić warunków umożliwiających skupienie się na przedmiocie wizyty, na co wstał i poszedł ?uspokoić dzieci?.
Zza otwartych drzwi wybiegł przerażony basset i popiskując wbił się między moje nogi szukając schronienia. Pogoń - dwa rozwrzeszczane potwory (na oko metr między stryczkiem a otchłanią) stanęła jak wryta na widok obcego i w takim stanie została spacyfikowana i zabrana przez matkę, skomentowaną przez prymitywa: ?Niezła, co..??.
Po chwili z miejsca internowania potworów dobiegło roszczenie o wydanie psa celem kontynuacji ?zabawy? na dworze.
Ponieważ całkowicie straciłem zainteresowanie samochodem na rzecz liżącego mi ręce psa, Belmonda pozostawiono, jako wspomaganie iluzorycznej nadziei mego powrotu do celu wizyty. Wdrażając procedurę tzw. ?zbliżenia? typek zagaił o problemie zestawu potworów z psem, co ponoć stale generowało takie sytuacje, ??ale na to nie ma rady, bo takie są dzieci?. Pokusił się nawet o stwierdzenie, że powinienem to wiedzieć!
Nie wiedziałem. Moje były zupełnie inne, choć kształtem i kolorem jakby zbliżone.
Cel wizyty oddalał się w miarę mojej narastającej niechęci do typa. A ten, podnosząc plany otwarcia restauracji dorzucił do oferty motoryzacyjnej wszystko co w zasięgu wzroku do wymiany na środki finansowe.
Na to, poruszony losem psa z którym już czułem się złączony (zasychającą śliną i sympatią), wdrożyłem realizację mojej decyzji.
Wskazałem psa i? padło: OK! Dokumenty otrzymałem niezwłocznie na wsparcie żądanej kwoty, a koniec smyczy na sąsiedniej ulicy, ?aby uniknąć lamentu? potworów i połowicy.
Pewnie za dopłatą, na osobnym powrozie dopiąłby mi starą do haka. Po coś zaznaczył, że niezła, a bardzo chciał mieć tą restaurację.
Samochód wziąłem na dokładkę, by nowemu Członkowi Rodziny oszczędzić tułaczki w drodze do Prawdziwego Domu i nie pokazywać się publicznie w spodniach, które już mi obślinił na cacy, czekając na wynik transakcji.

W domu wstępnie poznałem stan zwierzaka, a w gabinecie dokładniej.
Żebra po kopniakach pozrastane byle jak. Obolały brzuch, który na szczęście nie wymagał krytycznej interwencji. Zabliźnione i świeże rany na uszach, jak urzędnicza pocztówka z wakacji ponacinanych nożyczkami z nudów przez owe potwory. ?Zapalone? spojówki i uszy, co niby chroniczne u tej rasy, ale udało się jednak skutecznie ugasić?
Dalej, pokochać i żyć należało z resztą obciążeń zafundowanych fabrycznym pakietem.
Psiak prawie dwa lata nie pozwolił obcym głaskać się po głowie. Ja na to wyróżnienie czekałem pół roku, ale nie dziwię się, weterynarz przypisał mi rolę imadła, a wizyt było sporo.
Później, zachęcany - ?przynieś ucho? aportował obolałe niegdyś uszy - łapał je w pysk (z początku to, które mu wpadło a z czasem opanował oba na raz :) i wywijając ogonem i ?groźnie? warcząc podbiegał, lubiąc zabawę w ?odbieranie mu (zaślinionych) uszu?.
Do innego aportu podchodził z niechęcią, bowiem wraz z twardym przedmiotem przygryzał sobie fafle. Z tego samego powodu nie był w stanie skutecznie się obronić.
Za to w pluciu był mistrzem świata. Wspomnienie krówki ustalało konsystencję wiszącego sopla do gęstości umożliwiającej umieszczenie go na suficie jednym skręceniem łba. Gdy się trzepał, na otoczeniu zostawiał kółko.
Z pełną świadomością występku zwijał wszystko nieżywe, co wyglądało na jadalne i nadawało się do posłania ukradkiem w czeluść.
Żołądek pochłaniacza nie wytrzymał solonych śledzi ?zorganizowanych? z miski, w której się moczyły i pół metra niżej, pod stołem zwrócił 5 w stanie fabrycznym a szóstego w dwóch kawałkach. Szok wywołany odmową współpracy organu, o który tak dbał i wezwanie do natychmiastowego poddania się i wyjścia z opuszczonymi uszami wywołało histeryczną próbę załadowania łupu z powrotem i przedarcia się przez kordon sił porządkowych.
Niestety, wobec przekroczenia norm zawartości soli magazyn ponownie odesłał towar.
Basset przysiadł i śledzie już uznane za niejadalne postanowił wykorzystać jako zakładników i tak uzyskać korzystniejsze warunki kapitulacji niż wyście spod stołu z opuszczonymi uszami.
Na raz przyrżnął takiego głupa, że ?kordon sił? opadł z tych sił i sam uznał się rozbrojonym.
Belmondo ni z gruchy ni z pietruchy złapał ucho w pysk i merdając ogonkiem, jakby nigdy nic nie wywinął, wybiegł spod stołu proponując swą dyżurną zabawę, do której wszystkie rekwizyty miał zawsze przy sobie. 
Innym razem, podejrzanie długo grzeczny w czasie spacerku nagle się zakrztusił ujawniając, że połowa zdechłego gołębia, od dawna podróżuje w jego pysku oczekując okazji do przeładowania. 
Za epitety nigdy się nie obraził. ? i miłość na pewno się do tego miała nijak. Języki rozumiał, zwłaszcza ciała?
Miałem mówić, że jest uroczy, gdy zwisające sople owijał dwa razy dookoła mordy i taką władował mi na kolana, próbując tym razem legalnie uzyskać kolejną krówkę?
Wtedy słyszał o zapasionym opluju, którego łakomstwo cały wkładany trud wychowawczy w niwecz obraca. I niby, za to mógł się obrażać? Za prawdę? Nawet specjalnie nie przykładał się do udawania, że mu głupio tylko imał się różnych wybiegów, aby sytuację chwilowo niekorzystną dla jego pokątnych psich interesów odwrócić tak, by te interesy nie cierpiały zbyt długo.
Ogona używał niczym pędzla kreśląc w przestrzeni ulotne, acz doskonałe formy artystyczne. Dynamiką i precyzją animacji przebijałby uznane projekty współczesnych twórców, gdyby na końcu ogona istniała możliwość montażu lasera, co pozwoliłoby artyście na pełniejszą, nieskrępowaną wypowiedź.
Również taśma nie wchodziła w grę, aby okazywaną ekspresję kwalifikować w kategoriach gimnastyki artystycznej z przyrządem.
Niestety cokolwiek: rurka po papierze toaletowym, wstążeczka, nawet gumka aptekarska nasunięta na ogon wywoływała natychmiastową depresję, pozbawiając psa całkowicie inicjatywy, energii i polotu a jego karierę jakichkolwiek perspektyw.
Ruszył ogonem sprawdzając czy aby samo nie spadnie. Jeśli nie spadło za drugim ruchem ogona, zostawało uznane za trwale zamontowane i pojawiały się objawy jw.
Ta przypadłość zastępująca z powodzeniem narkozę, gwarantowała natychmiastowe, trwałe wyciszenie psa w razie wymknięcia się po za kontrolę stanu rozbawienia lub w innej konieczności utrzymania psa w stanie zbliżonym do hibernacji w dowolnym czasie.
Po zdjęciu gumki, rurki z papieru, odpalał starając się dogonić życie, które czasie bezruchu mu zwiało.
Winienem wyjaśnienie w kwestii dostępności słodyczy: dzieciakom, oka mgnienie zajęło przerobienie całego mieszkania na dziecięce, wzorem ewolucji potrzeb z przykładu - od Stajenki do Watykanu. I w takim dziecięcym mieszkaniu nie było szans upilnowania przed psem wszystkich znajdujących się w obiegu krówek i łakoci.
Nie tylko wzruszył, ale wręcz zaprzeczył twierdzeniu: kradzione nie tuczy. Zabrnął w taką patologię, że żarcie w misce dostępnej na podłodze było z założenia nieatrakcyjne, które jednak błyskawicznie wchłaniał, gdy miskę postawiono przynajmniej na krześle i zapewniono brak dozoru.
Tylko niech ktoś z powyższego nie wywodzi, że basset lubi z krzesła, stołu lub szafki.
Wzorem kota podejmował ekspedycje po kotleta na patelni, w której stół, parapet, stojące nań kaktusy oraz 3 szafki z kuchennymi rupieciami dzieliły piec od krzesła, z którego zaczynał.

Nawet w aurze roztaczanej przez tak powalającą ?psiowość?, trudno o dobre samopoczucie, skoro obiekt troski ma do dyspozycji łapy, na których nie powinno się chodzić, a on mimo to na nich biega, bo centralny komputer sterujący tym nieszczęściem pochodzi z innej konstrukcji i nie ma koniecznej procedury trybu awaryjnego, ani lampki komunikatu ? ?Check ustrojstwo?, ani blokowania opcji ?jazda? nim awaria spowoduje nieodwracalne uszkodzenie.

Nie rozpisując się bardziej o patologii zawartej w pojęciu ? basset, ?konstruktorów? wzorca Belmonda chętnie widziałbym na leśnym dukcie, na linie za moim jeepem, aby przekonać się ileż to oni wyciągają z nosem przy ziemi, czy mające zagarniać zapachy, szorujące po podłożu ich uszy nie bolą i faktycznie nie przeszkadzają w przebieraniu łapami. Czy ich oczy tolerują kurz, uderzenia drobin piasku i cięcie przez trawę, gdy wytrzeszcz z przerażenia pozbawia narząd wzroku możliwości skutecznej ochrony, jak ?fabryczna modyfikacja? powiek w tym modelu?
I czy po takim spacerku będą radośnie wyginać tułowie domagając się ? ?jeszcze??
U kresu TEGO biedaka na ziemskim padole, znowu postanowiłem: ?NIGDY WIĘCEJ?? - niby z niechęci do rozstań.
A w głębi duszy mam dość cierpienia w swoim otoczeniu.
Oferta współczesnego rynku zawiera modele kalekiej konstrukcji popełnionej z głodu, pazerności lub lenistwa, ku uciesze gawiedzi nieroztkliwiającej się nad otrzymywanym w pakiecie, trudno powiedzieć - ?dobro??, bo powinno być - ?zło-?? ??-dziejstwem? inwentarza, ochoczo nabywającej niepewny towar z tych samych pobudek uzupełnionych próżnością.
Owo zło, co się dzieje ? ?grzebanie w genetyce? postrzegam jako powszechne i zdobywające, co raz większe rzesze zwolenników, gromadzących się w klany, debatujące potem gremialnie jak zaradzić czemuś, czego deklarują się fanami.
Przestrzegają i namawiają do powszechnego sprzeciwu pseudohodowlom, powołując warunki tam panujące: cierpienie, degenerację zarówno produktów jak i środków produkcji, a prowadzonym jak każde przedsięwzięcie w bliźniaczych uwarunkowaniach ekonomicznych i z tej samej listy pobudek, którą z przemyślenia i przekory uzupełniam o kluczowy czynnik głodu.

Czym różni się pseudohodowla od uznanej w innym kręgu firmy zaopatrującej ten sam rynek w podnoszone wyżej oraz opisywane również na tym forum przykłady cierpienia?
Możliwością wydania za dodatkową opłatą atestu na zgodność cierpienia ze wzorcem - ?takie wyszło i inne nie będzie? do czasu uznania kolejnej modyfikacji za pożądaną cechę, ubocznie wzbogacającą listę dotychczasowych wad konstrukcyjnych i niepożądanych (no trudno) skutków kolejnej modyfikacji? Ofertą ?współpracy? z ?użytkownikiem? cierpienia aż do nieuchronnej, jakże przedwczesnej ulgi od zaserwowanych felerów?
To ma stawiać z przydomkiem ?odpowiedzialny?, uznany proceder wyżej pokątnego?
W mojej ocenie, odpowiedzialny kieruje się zasadą: ?Primum non nocere? i mimo koniunktury zaprzestanie produkcji, o której wiadomo, że niesie cień ryzyka tego wymiaru, co cierpienie, pozbawiając ludzkość uciechy oglądania kolejnego wynaturzenia i poszuka innego sposobu zaspokojenia swego i dziatek głodu.

Wyprowadzając swe stanowisko w ortodoksyjny wymiar mam świadomość, że taka forma i ton ?skruchy? wobec  delikatnej materii uczuć i estetyki może nie odpowiadać oczekiwaniom po mojej wstępnej deklaracji pokory rozumianej powierzchownie.
Z premedytacją zastosowałem taką formę ku wzmocnieniu obrazu, jeśli nie w psim interesie, to przynajmniej w interesie srok, jeszcze bezpiecznych.
By nikomu nie przyszło do głowy popastwić się z głodu, nad tym gatunkiem i wykorzystać jego naturalnych skłonności ani w garażowej ani w akademickiej konstrukcji żywego głębinowego poszukiwacza błyskotek, popełnionej ?na zamówienie społeczne? z pobudek wyżej przytaczanych.

De gustibus non est disputandum, ale ?gustibusów? się nie czepiam. Jeno o żywe mi chodzi...

T.F.
« Ostatnia zmiana: Listopad 30, 2011, 14:43:16 pm wysłana przez Nika »

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

anula

  • Gość
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #12 dnia: Listopad 30, 2011, 10:01:45 am »
Normalnie muszę się uderzyć w pierś: "jestem hodowcą z przydomkiem"  :<

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

harkon

  • Gość
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #13 dnia: Listopad 30, 2011, 12:13:24 pm »
A ja rozumiem wypowiedz GP w ten sposob, że niestety czesto hodowla danych ras po czasie zaczyna bardzo mocno odbiegać od użytkowego charakteru danej rasy.. Oraz od wzorca określajacego ich cechy fizyczne, które w gruncie rzeczy bardzo konkretnie współgrają z ich cechami użytkowymi.. I też się na to wsciekam. Spójrzmy na berneńczyki, niufki, onki, bernerdyny.. Widzicie współczesnego bernerdyna, ważącego 80-90 kg, jak idzie w góry i odnajduje ludzi?? Chyba szybciej sam wywoła lawinę.. Wiele takich kwiatków..
Ale na pewno remedium na problem nie są pseudohodowcy.. W onkach np jest bardzo wiele hodowli psów uzytkowych, które za Boga nie wygrałyby na wystawie..Ale one sa własnie nastawione na użytkowosc psa. Problem leży w oddalaniu się większości hodowli związkowych oraz niestety sedziów od wzorca uzytkowości ras.. Pogoni za bardzo czesto niezdrowym eksterierem..

Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)

Offline ElzaMilicz

  • Pasterz
  • *****
  • Wiadomości: 7774
  • Veritas odium parit.
Odp: Pies z rodowodem, czy bez? Każdy jest kochany :)
« Odpowiedź #14 dnia: Listopad 30, 2011, 12:43:28 pm »
Oj, Anula    :grin: są: hodowcy, hodowcy, hodowcy... i hodowcy drobiu...
...zło jest banalne, dobro niepojęte;  bez wiary przewracamy się o źdźbło trawy, z wiarą przenosimy góry...
Nara* Tina* Szila* Meda* Aza Jaga


 



Estalia by Smf Personal