DOM TYMCZASOWY - CZYLI O ŻYCIU W INNYM WYMIARZE... PRAWDA CZY FAŁSZ?Jesteś wolontariuszem, bo chcesz -
PRAWDASkoro jesteś wolontariuszem, to musisz -
... ________________________________________________________________________________
Przyjeżdża to to nie wiadomo skąd - dokąd też nie wiadomo - kolejny mój podopieczny:
1. Który śmierdzi w moim osobistym salonie.
2. Który wywala z kosza moje osobiste śmieci na moją osobistą podłogę w kuchni.
3. Po którym osobiście sprzątam kupki z trawnika.
4. Z którego pchły, a niekiedy i inne dziadostwo przechodzi na mojego osobistego psiaka.
5. Który jest obecny na mojej osobistej Wigilii, urodzinach dziecka, tudzież innej rodzinnej okoliczności, którego zabieram ze sobą i swoją rodziną na swoje osobiste wczasy.
6. Którym opiekuję się bez względu na wszystko - czy to anginy i 40 stopni gorączki, czy to remontu, czy to odwiedzin teściowej - alergiczki...
7. Którego trzeba doprowadzić do stanu używalności - pierwszy tydzień jest najgorszy, bo czeszemy się do upadłego codziennie tak średnio 1-2 godziny, potem, kiedy już w miarę nasz sierściuch wygląda jak porządny pies, wystarczy już tylko co drugi dzień po pół godzinki. Ponieważ średnio tymczas rezyduje u nas około 3 tygodni - poświęcamy około
15 godzin na czesanie.
8. Do tego średnio
2 godziny na jego kąpiel (bo oprócz salonu śmierdzi przeokrutnie już w całym domu).
9. Z którym w wariancie optymistycznym jestem 4 razy u weta - jeśli mi się 'poszczęści' i nie będę czekać w kolejce - to przeznaczę na to następne około
8 godzin - pierwsza wizyta kontrolno-oględzinowa plus badania; plus szczepienia jeśli jest wszystko w porządku (odrobaczenie w odpowiednim odstępie czasu w domu) - jeśli nie ma kolejki to zajmuje to 2-2,5 godziny
- druga wizyta - kastracja/sterylizacja - około 4-5 godzin
- trzecia wizyta - kontrolna po zabiegu - około 0,5 godziny
- czwarta wizyta - zdjęcie szwów - około 1 godziny
Raz mi się zdarzyło, że się na 4 planowych wizytach skończyło. Najczęściej ze względu na problemy ze stawami, anemie, pasożyty i całą masę innych przypadków - wizyt jest znacznie więcej.
Ach - no i oczywiście, ponieważ jakoś nikt z nas nie mieszka pod żadną kliniką weterynaryjną, to jeszcze do każdej wizyty godzina na dojazd jest potrzebna - czyli min.
4 godziny dodatkowo.
10. Po kastracji/sterylizacji dopiero po powrocie do domu zaczyna się jazda bez trzymanki. Najgorsza dla psa jest pierwsza doba - i na ten czas zapewniamy mu pełną opiekę, łącznie z pożałowaniem go troszkę i notorycznym głaskaniem. Cały wieczór spędzam z nim - wołam męża, kiedy muszę wyjść do toalety, śpię na sofie w salonie razem z moją biedą - a raczej nie śpię, a czuwam, po pies wyje, bo leki przeciwbólowe przestają działać, bo źle się czuje i wymiotuje po narkozie, bo trzeba dopilnować, żeby przy ranie nie majstrował. Rano próbuję się rozdwoić i z psem, który wygląda jak pijany, szykuję dzieci do przedszkola. Dopiero, kiedy je wyprawię, idziemy na pierwszy spacerek, gotujemy delikatne jedzonko, pierzemy legowisko często zabrudzone po nocy i wymieniamy na czyste, żeby nie wdała nam się żadna infekcja. Oczywiście wszystko to robimy ze swoim psem na plecach, który nagle w dziwnej i niecodziennej sytuacji domaga się notorycznie dowodów miłości z naszej strony. Dobrze, że chociaż szef wyrozumiały i dzień wolny mogliśmy wziąć w pracy. Po
24 godzinach wszystko powolutku zaczyna wracać do normy,
11. Przy tymczasie nie sprząta się raz w tygodniu, tylko codziennie, bo ci się dom w schronisko zamienia - zanim doprowadzisz psa do porządku i ładu - tabuny sierści latają dosłownie wszędzie, podłogi, po których pokładają się twoje dzieci z zabawkami, są 'czarne', do tego nieustająca walka zapachu psa z zapachem odświeżacza - w której ten schroniskowy śmierdziuch wygrywa nokautując przeciwnika.
Jeśli założymy, że po 10 dniach ogarniemy kosmetycznie psiuta - to doliczymy sobie tylko 11 minus 2 - czyli
9 godzin odkurzania, odkłaczania i mycia podłód. Minus 2, bo w tych 10 dniach na pewno przypadnie jakaś sobota, w którą sprzątam planowo.
12. Ponieważ średnio przygotowanie posiłku dla psa i umycie miski po zajmuje jakieś 10 minut - biorąc pod uwagę 2 posiłki dziennie i średni okres pobytu tymczasa w naszym domu - czyli 3 tygodnie - to o dziwo uzbiera nam się
7 godzin. Oczywiście są psy, którym trzeba gotować (jak np. Milton z wrzodami na żołądku) no i wtedy te godziny zwiększają się tak mniej więcej 3 krotnie.
13. Naszemu podopiecznemu poświęca się czas na naukę - i w przenośni, i dosłownie, i jak kto chce. Przede wszystkim uczymy hierarchii w rodzinie, dobrych manier - czyli nie żebrzemy przy stole, nie kradniemy z blatu, nie wchodzimy na sofę, nie pijemy wody z toalety... Takie banalne, normalne zasady, które każdy pies - nawet ten wyciągnięty z jakiejś pseudokomórki, znać powinien... Oswajamy ze sobą, z dziećmi (bezczelnie wykorzystując swoje własne w tym celu), z innymi zwierzętami. Uczymy, że człowiek jest przewodnikiem psa, że ręka człowieka nie bije, tylko głaszcze, że wykonując proste polecenia - zawsze będzie nagroda i wymizianie, że nie pozwolimy im nigdy zrobić krzywdy...
Ten czas jest trudno policzalny, bo w zasadzie kilkanaście, kilkadzieścia razy w ciągu dnia, najprostsze sytuacje domowe są okazją, żeby jeszcze czegoś nauczyć. Bardzo skromnie zakładam, że jest to 1 godzina dziennie, co przy naszym założonym średnim pobycie daje
21 godzin14. Z psem wychodzi się na spacery. Oczywiście, że ze swoimi psami też wychodzimy na spacery, ale:
po pierwsze - tymczasa jeszcze trzeba nauczyć chodzić na smyczy
po drugie - w przeciwieństwie do naszych osobistych psów - tymczasa nie spuszczamy ze smyczy - i jakoś od razu ten spacer już jest bardziej męczący, bo latasz z tym psem po krzakach.
po trzecie - spacer z psami to nie pielgrzymka do Częstochowy - i o ile ze swoimi dwoma na spacerze sobie świetnie radzimy, to w momencie gdy dochodzą kolejne dwa tymczasy - spacerować trzeba na raty, bo inaczej się nie da.
3 razy dziennie po pół godziny razy 21 dni - daje nam
32 godziny15. Zaangażowanie wszystkich.
Pies, który jest u nas na tymczasie kradnie czas nie tylko nam i naszej rodzinie, ale również innym działającym w Fundacji:
- ktoś robi temu psu kilkadziesiąt ogłoszeń na różnych portalach ogłoszeniowych -
8 godzin- ktoś spędza godziny na rozmowach telefonicznych z potencjalnymi domami, w nadziei, że w końcu usłyszy ten właściwy -
8 godzin- ktoś robi wizytę przedadopcyjną -
4 godziny- czasem niestety ktoś robi kolejną wizytę przedadopcyjną, gdy pierwszy dom okaże się pomyłką, albo akurat nie jest idealnym domem dla tego konkretnego psa -
4 godziny- najczęściej my osobiście, czasem pomagamy sobie wzajemnie - ale psa trzeba przywieść do DT, a później zawieść do DS, jeśli DS nie ma możliwości samemu przyjechać po psiaka -
8 godzin- pies ma swój wątek na forum, ale trzeba jeszcze znaleźć czas coś napisać, trzeba porobić zdjęcia, trzeba zdjęcia pozrzucać na komputer -
16 godzin- pies ma swoje wątki na innych forach -
8 godzin- ktoś wystawia dla naszego bidulka jarmarki, które też trzeba przygotować, nadzorować i dopilnować wysyłki -
8 godzin16. Psa się nie wydaje jak resztę w warzywniaku. Pies jest żywą istotą.
Ale to akurat nawet nie o to chodzi - PIES JEST
NASZĄ ŻYWĄ ISTOTĄ,
która weszła w nasze życie z brudnymi łapskami, narobiła zamieszania, ukradła nasz wolny czas - a nie! przepraszam! - wolnego czasu to ja od kilku lat już nie mam - oskubała z mojego czasu moje dzieci, męża i mojego psa, zmęczyła mnie strasznie, a potem to jeszcze przed chwilą przestraszone, nieopierzone stworzenie spojrzało mi w oczy z taką miłością i ufnością, że... Takiego uczucia nie da się opisać.
Wydając psa do nowego domu musimy mieć pewność, że wszystko będzie w porządku, chcemy nowym właścicielom opowiedzieć wszystko, najmniejszy szczegół dotyczący psa, chcemy, żeby pamiętali, że mogą zawsze na nas liczyć i że właśnie w ich domu, w oczach tego psa na zawsze zostawiamy cząstkę siebie...
Wydanie psa do nowego domu -
3 godzinyNasi podopieczni bez naszego udziału, bez naszej świadomości i bez naszego pozwolenia bezwiednie stają się częścią naszego życia, stałym elementem naszej rodziny - i przepraszam bardzo -
ale nie potrafimy ich kochać tak tylko tymczasowo! Za każdym razem, przy każdym psie - to rozsądek sprawia, że tego psa oddajemy. I oddajemy tylko dlatego, że za drzwiami czeka już następna bieda!
Nie oddam mojego podopiecznego, który śmierdział w moim osobistym salonie, pierwszemu, który podniósł rękę i krzyknął 'moje'! Jeśli ktoś czuje się rozczarowany i nie jest w stanie zrozumieć, że tak emocjonalnie podchodzimy do sprawy i przez pryzmat własnej intuicji, przeczucia i tego, co nam podpowiada serce wybieramy dom, dla naszej niuni - trudno...
________________________________________________________________________________