Archi chce żyć, bardzo!
Wcale nie jest małym berneńczykiem. Jest tylko koszmarnie wyniszczony.
Wydaje się energiczny, biega, podskakuje, ale na spacerach zdarza mu się zachwiać jakby za chwilę miał upaść.
Od początku pobytu u nas jest na antybiotykach, tak jak u
Karata, u
Archiego prostata była w tragicznym stanie.
Po pierwszej dobie mieliśmy podwórko całe w krwawych plamach.
Konsystencja i kolor odchodów budzą niepokój.
Całe szczęście, że dobrze znosi podróże -biedak musi przejść jeszcze wiele dodatkowych badań.
Na moje szczęście zajmie się tym nasza
Kitek.
( jakoś doba nie chce się rozciągnąć, a klony wyprowadziły się gdzieś za granicę, głupie klony! )Archi utrzymuje czystość w domu pod warunkiem, że jest regularnie wyprowadzany na dwór.
Ma dobre relacje z suniami, do samców wyskakuje z zębami, ale przy tym jest bardzo łatwy do opanowania.
Niestety musi być karmiony osobno i w mojej ocenie to nie zmieni się już nigdy.
Kocha ludzi miłością bezgraniczną i bezwarunkową!
Mruczy jak kot gdy na chwilę może przytulić się do jakiejkolwiek części ludzkiego ciała.
Jest niesamowity...
tak bardzo chciałabym, żeby w swoim życiu dostał choć namiastkę tego czym powinien cieszyć się od zawsze...