Pinia na razie z trudem przypomina jakąkolwiek rasę pasterską
Głowa owszem, ale 6-7 miesięcznego podhalana, reszta... póki co, w typie charta.
Na dodatek mocno linieje i za chwilę będzie całkiem krótkowłosa
Jak naprawdę będzie wyglądała zobaczymy za 3-4 miesiące. Tyle m.więcej trwa doprowadzenie tak wyniszczonego psa do względnego stanu.
A co słychać? Wszystko przebiega utartym schematem - czyli raz do przodu raz do tyłu.
Mamy małe sukcesy - np, bardzo pozytywnie reaguje na smycz. Wprawdzie nadal ma przycięcia, czegoś się wystraszy to przypada do gleby ale generalnie widać, że smycz daje jej poczucie bezpieczeństwa.
Myślę, że jutro możemy już zacząć próby wyjścia na spacer poza nasz teren.
Nie ma już problemu z jedzeniem w naszej obecności - stawiamy miskę a Pinia je. Parę dni temu trzeba było się odsunąć na bezpieczną odległość by podeszła do miski.
Aktualnie ćwiczymy wchodzenie i wychodzenie z domu. Jest różnie. Czasem wystarczy zawołać, czasem trzeba zrobić to na smyczy, a czasem... wybiega na górkę i szczeka, zawraca i ogólnie pokazuje "chcę ale się boję".
I najważniejsze jest to "chcę".
W tej chwili prawie zupełnie zrezygnowaliśmy z przekupstwa smakołykami - ona przełamuje strach, bo chce być blisko ludzi, chce być w domu.
Próbuje włączać się w zabawy małych-rudych lub wziąć udział w wieczornej głupawce dziadka Borysa. Jest przy tym strasznie niezdarna - ale chce!
No i muszę ją pochwalić - jest bardzo czystym stworzeniem, pięknie sygnalizuje mus wyjścia za potrzebą
Jeden z nielicznych tymczasików, który nie naraża mnie na pranie dywanu