Melduję, że już jesteśmy w domu
Maniuś był bardzo grzeczny, chociaż wzbudzał respekt swoim wyglądem, zwłasza u "pani od strzykawki".
Zabieg trochę się wydłużył, bo trzeba było jeszcze usunąć zgrubienie, które urosło mu na grzbiecie.
Przy okazji zrobiliśmy spontaniczny pokaz wszelkich narzędzi użytecznych przy czesaniu psa, bo wreszcie, korzystając ze skutków ubocznych znieczulenia, dobraliśmy się Maniusiowi do portek, których bronił dotąd skutecznie.
Teraz biedaczek leży i odpoczywa. Mam nadzieję, że szybko zapomni, kto go zabrał na tę wycieczkę.
Dziękuję za kciuki i pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy je trzymali.