WRZESIEŃ 2010Przedstawiam
Kokę - bardzo rozrywkową bernardynkę zwaną pieszczotliwie Szczecińską Pulpeciarą.

Szczęście to przyjechało do mnie wprost ze Szczecina dzięki staraniom
Kingi i Julii 
Koka totalnie nie radziła sobie w kojcu w hotelu w którym stacjonowała po oddaniu przez właściciela (tzn z kojcem poradziła sobie bezbłędnie rozkładając go na czynniki pierwsze)

Dziewczyny martwiły się, bo wprost z kanapy psica wylądowała w budzie. Co prawdę kilka miesięcy później:
"
Przy okazji Pan Właściciel przyznał, ze Koka - uwaga! - NIGDY nie mieszkała w domu, a jedynie w budzie.
Ale pan uznał, że gdy poda wszem i wobec, iż była ona psem kanapowym - szybciej znajdzie dom.
Głupota, bezmyślność i okrucieństwo - to cechy jakże znamienne dla Byłych Właścicieli.."
Koka jak na rozrywkową bernardynkę przystało dostarczała nam wielu wrażeń. Ale po kolei... moje zapisane wspomnienia:
- bezproblemowa jeśli chodzi o szczotkownie można ją szczotkować całą we wszystkich kierunkach łącznie z ogonem
-
Koka jest bardzo radosna i generalnie niczego się nie boi
ani wielkich ciężarówek przejeżdżających obok ani facetów ani napotkanych psów
ale boi się schodzić po schodach
nie wiedząc o tym zabralam ją nieświadomie do naszego małego gminnego urzędu
i tam nastąpił zonk
Koka weszła po schodach ale zejść już nie chciała ....
na szczęście miła pani urzędniczka popchnęła lekko oporną bernardynkę z tyłu ja pociągnęlam z przodu i siłą rozpędu znalazłyśmy się na dole .... ufff
- No niestety wczorajsze moje podejrzenia się sprawdziły
Koka pochłonęła jednym kłapnięciem kanarka (niestrawione żółte piórka wydostały się z paszczęki Pulpeciary)
Nasz kanarek Żelek najprawdopodobniej brał kąpiel w baseniku
klatka stała wysoko ok 1,60 m nad ziemią
mimo to bestia się do niej dostała i ....
szczęście w nieszczęściu kanarek był mój
i jak go przyniosłam do domu rok temu to nikt nie okazywał entuzjazmu
dzieci po nim nie płaczą ufff
bo nie wiem jak gęsto bym się musiała tłumaczyć np mojej sześciolatce
- Nie ma to jak duży pies! Nic w kuchni zostawić bezpiecznie na blacie nie można
Koka z Luną zjadły dzisiaj resztę gularzu wołowego, pięknie wylizały garnek po ziemniakach i potłukły talerz
Poza tym Koka spuszczona ze smyczy (dzisiaj pierwszy raz)
idzie obok jakby ciągle na smycz była przypięta

-
Koka okazała się fanką grzybobrania.
Grzybobranie z Koką wygląda nastepująco:
1.Na mojej twarzy szeroki uśmiech na widok rodzinki maślaczków w trawie
2.Kucam by delikatnie zebrać grzybki
3. Czujna Koka dostrzega mój ruch i niczym błyskawica biegnie w moją stronę
4. Jej radość jest tak wielka a chęć miziania tak przeogromna, że wykonuje ulubioną komendę siad tuż przede mną sadzają swoją wielmożną dupkę prosto na maślakach
5. Jej cielęce oczy pełne miłości patrzą na mnie
pa pa maslaczki do zobaczenia za rok w tym samym miejscu
-
Koka dzisiaj zaliczyła kąpiel po której jest puchata i futrzasta
Okazało się, że jest fanką wody ale tylko tej w misce.... do picia
Hrabina omija wszelkie kałuże i błoto
a pranie futra nie jest jej ulubionym zajęciem.
Za to ma inne zdolności
Otóż wczoraj wracałyśmy od pana doktora, który zdjął Koce szwy po sterylce
i zaszczepił co zniosła bardzo spokojnie.
Wracałyśmy wolnym truchtem małym autkiem 3-drzwiowym, które unosiło się i opadało w rytmie ziajania pasażerki na tylnych fotelach.
Po drodze zatrzymałyśmy się przed wioskowym sklepikiem.
Koka została w autku a ja wyskoczyłam kupić chleb. Stoję przy kasie płacąc rachunek, patrzę a sunia wtarabaniła się na fotel kierowcy i wiercąc się przyciska klakson
Tak więc pierwszy raz zniecierpliwiony tymczas trąbił na mnie zostawiony na chwilkę w samochodzie
Koka uwielbiała dzieci a dzieci ją:



Koka wiedzie szczęśliwe życie ze swoim nowym Pańciostwem w Wieliczce.
