Witajcie Wszyscy ciekawi co u Karmelki, ja napiszę a Marek zdjęcia dorzuci. Karmelcia jest u nas półtora miesiąca, ale i Święta były po drodze i petardy na Nowy Rok, więc mogło być trochę za dużo nowości, mogło ale chyba nie było, bo coś nam się wydaje, że Karmelcię przeżycia wzmacniają. Najazd Obcych na Święta ja przeraził, odmówiła jadła i w końcu dostała michę do łóżka, nie swojego oczywiście, ale tego prawie od początku do spania nie używa.
W pierwszy dzień Świąt wybrała się na samodzielny spacer po okolicy. Tylko Marek to widział i ruszył ruszył za nią, pewny, że ją zaraz złapie, tak jak stał czyli w skarpetkach i na krótki rękaw, zimno przecież nie było. Po pierwszym okrążeniu wsi zajrzał do domu po posiłki, rower i buty. Możecie odrzucić wszystko co wiecie na temat uprawiania sportu, nie biega się lepiej niż po obiedzie, obfitym, z deserem, a jak szybko, z tym, że mój brat biegał samochodem. Ja co prawda biegłam szybko, ale bez sensu, bo i tak bym Karmelki nie zauważyła, nawet gdybym na nią wpadła. Nie wiedziałam tego co wiedział Marek, że Księżniczka systematycznie i niespiesznie (tylko dlaczego jej nie dogonił) pokonuje naszą zwyczajową dzienną trasę, jakieś 1,5 km w formie pętelki. Po powrocie nawet Obcy w postaci Babci i Dziadka nie byli jej straszni. Straszny był Marek, jego się bała, a Marek nie miał czasu grozić Karmelce, bo bał się mnie, bał się , że mu kolano zoperuję na miejscu i to ze znieczuleniem, no bo jak można psa nie złapać bez pomocy roweru.
Karmelcia podobno spokojnie przebiegła obok autobusu na przystanku, nie przyspieszyła na widok wysiadających ludzi, psy ujądające za płotem tez jej nie pospieszyły, za to systematycznie sprawdzała, czy Marek zachowuje stałą odległość i w razie potrzeby, no wiecie. W domu Rodzice zdążyli się pochorować, ale jak Panna wróciła, to słowo daję, lepszych Świąt w życiu nie było.
Po świętach wyraźnie Czarnoksiężniczce przybyło odwagi, oczywiście w dawce Karmelkowej, kto ją zna ten zrozumie, choć przypuszczamy, że tam się ukrywa niezły charakterek. No i cały czas jest trochę lepiej, trochę gorzej, ale ogólnie dziewczyna zrobiła dzikie postępy, co najbardziej widać na dworku, już nam niestraszny przechodzień, byle tylko nie było ich za dużo naraz z różnych stron. Petardy nie zrobiły na Karmelce większego wrażenia i w krytycznym momencie właściwie przysypiała.
A któregoś wieczoru na spacerze ogon poszybował wysoko i tak został dłuższą chwilę, czy ktoś wie co to święto? I ile razy można sobie opowiadać to samo, mimo, że reszta to dobrze widziała, ale też musi opowiedzieć. Pewno nam te cuda spowszednieją kiedyś, ale na razie - nie grozi. Czekamy, żeby się to powtórzyło i najlepiej tak zostało. Wysyłam, bo mi się skasuje a zdjęcia w drugim rzucie.
Pozdrawiam wszystkich w imieniu Czarnoksiężniczki