Ku przestrodze.....
Postanowiłam tu opisać nasze ostatnie przeżycia,może one uchronią innych od podobnych procederów i ludzi pozbawionych jakichkolwiek elementarnych zasad moralnych ....
Mieszkamy na obrzeżach Białegostoku,do swojej dyspozycji spacerowej mamy pobliski las i okoliczne pola-czyli wymarzone miejsce do igraszek berneńczyków.Oczywiście chyba jak u wszystkich nasze godziny spacerowe są codzienną rutyną i odbywają się zawsze o tych samych porach,a okoliczni mieszkańcy przyzwyczaili się już do widoku "wariatki"chodzącej z dwoma dużymi psami i dzieckiem na spacery(jakby to psom było potrzebne,przecież łańcuch i buda to wszystko o czym może pomarzyć pies....).I tak w połowie sierpnia pierwszy raz zostałam zaczepiona przez" miłego pana",który zatrzymał się obok nas swoim wypasionym autem i uprzejmie się zapytał czy nie chciałabym zarobić trochę kasy,bo on ma sukę berna i potrzebuje samca do krycia,a i przy okazji ma chłopaka dla mojej suczy ,więc oboje zarobilibyśmy nieco grosza....-początkowo myślałam ,że nie dosłyszałam i wyglądała zapewne jakbym nie rozumiała po polsku ,więc "miły pan"raczył powtórzyć swój wywód ...Ja oczywiście silnie wzburzona wygłosiłam mu mowę na temat tego,że moje psy nie mają i nie będą miały uprawnień hodowlanych i są petami,a ja się brzydzę pseudohodowlami i nie uznaję tego procederu ,dodałam także,że zapewne jego suka też nie ma takowych uprawnień,a rozmnażanie psów takim systemem jest karalne-Pan odjechał i myślałam,że to już będzie koniec tej historii .Jednak ku mojemu zaskoczeniu średnio co 1,5 tygodnia wyżej wymieniony "miły Pan" na każdym naszym popołudniowym spacerze nagabywał nas wraz ze swoim przemiłym kolegą nagabywał nas tym samym pytaniem-w końcu nie wytrzymałam i walnęłam mu wiąchę wraz z pytaniem czy ma córkę-on na to,że tak w związku z czym zapytałam czemu on nie zrobi jej dziecka(na co się obruszył),przecież stopień pokrewieństwa nie ma żadnego znaczenia w przekazywaniu genów i tworzeniu nowych istnień(myślałam,że dzięki temu temat został zakończony,jakże mocno się pomyliłam....)
Pracuję w systemie zmianowym,więc pod koniec września będą c w domu usłyszałam dziwne szczekanie moich psów-wybiegłam na podwórko,a moim oczom ukazał się następujący widok-"miły Pan" próbował przejść przez moje ogrodzenie,przed bramą stał bus z dwoma klatkami,a kolega "miłego Pana"majstrował przy bramie(przezornie przy montowaniu ogrodzenia zrobiliśmy tak,że nikt z zewnątrz nie mając naszego pilota nie otworzy bramy wjazdowej,a bramka zamykana jest na klucz)-momentalnie narobiłam rabanu,spisałam numery rejestracyjne samochodu i powiadomiłam policję.Oczywiście sprawa rozmyła się po kościach,bo "miły Pan"zeznał,ze w sumie nic takiego się nie stało,a on chciał tylko pogłaskać pieski....
Dzięki uprzejmości mojego kolegi dowiedziałam się,że wyżej wymieniony "miły Pan"ma pseudohodowlę w okolicach Zabłudowa i ostatnimi czasy w dziwnych okolicznościach poginęły rodowodowe psy różnych ras....
Tak więc teraz po mojej ulicy co najmniej 2 razy dziennie jeździ radiowóz,a ja zaalarmowałam wszystkich znajomych i sąsiadów o zaistniałym procederze,aby jak mnie nie ma w domu to ktoś inny miał baczenia na moje psowate....