Po prostu je ma i trzeba wyleczyć. Dyskusje o przeszłości i o tym kto jest winny nic już tu nie zmienią.
Bez urazy, ale nie mogę się w pełni zgodzić z "pouczeniem" jakiego mi udzielasz.
Być może nie jestem w pełni aktyną członkinią fundacji, więc mogę się zgodzić - że być może nie powinnam być dopuszczona do tego typu szczegółowych informacji, bo stanowią jakąś tajemnicę fundacji (jeśli tak jest to zadając pytanie o tym nie wiedziałam).
Nie rozumiem natomiast skąd przyszło Ci do głowy, że moje pytanie było podyktowane chęcią ciągnięcia na ten temat długiej dyskusji, wyżywania się na dawnych właścicielach i rozliczania kto jest winny a kto nie.
Pies ewidentnie potrzebuje pomocy i bardzo się cieszę, że otrzymuje taką czułość i troskę od opiekunki, myślę, że to dobrze rokuje jego zdrowiu i psychice oraz zaspakaja jego główną potrzebę na chwilę obecną.
Natomiast nie uważam, by historia psa (o ile jest znana) nie miała żadnego znaczenia i nie powinna być poruszana (choćby z przyszłymi kandydatami do adopcji). Dla mnie miałoby istotne znaczenie czy psa trzeba leczyć farmakologicznie (choroby, pasożyty powodujące rany), czy raczej "tylko" dezynfekować, opatrzyć a w przyszłości liczyć się z terapią w sprawie chodzenia na smyczy, i możliwości nawrotu nerwowych reakcji na jakąkolwiek obrożę, gdyby miał uraz po kolczatce.