Było tak - ostrożność i pasywność w kontaktach z innymi psami
i notoryczne siedzenie w krzakach.
Iwcia, nie sądzę by ktoś celowo krzywdził
Etnę.
Mam natomiast pewność, że była psem wyłącznie kojcowym,
i zbyt wiele wolności, przestrzeni spowodowało u niej absolutną dezorientację.
A teraz o piątku.
W pojmaniu suni pomagał mi
Nemo, ale mimo, że pierwszy ogródek jest mały i ścieżki wąskie
Etna wymykała się nam z głośnym warkotem.
Trzeba jej przyznać, że doskonale umie brać nogi za pas.
O ile można wyrazić się tak o psie.
W pewnym momencie była tak blisko, że prawie ją miałam - wówczas wyskoczyła na pół metra i po pokazaniu całego garnituru uziębienia kłapnęła w powietrzu szczęką.
Ona jest niezwykle zwinna i szybka.
Po kilkunastu minutach bezskutecznych wysiłków uznałam, że jednak w dwójkę nic nie zdziałamy.
Zawołałam Konrada do pomocy, wspólnie zaganialiśmy ją jeszcze kilka razy do narożnika za klombem, aż tu nagle
Etna sama podjęła decyzję, że już nie chce się bronić. Wbiegła na podest altanki i stanęła jak wryta. Wyglądała jakby ogarneła ją myśl: "To już koniec, niech się dzieje co chce..."
Zbliżyłam się i sunia nie wykonała żadnego gestu. Z zamkniętym pyskiem i ściągniętymi mięśniami czekała na zło, które w jej pojęciu miało nastapić.
Zmarszczyła jedynie fafel gdy podpinałam smycz, ale faktem jest, że robiłam to niezwykle powoli szepcząc w tym czasie słodkie słówka.
Nasze psy zostały wpuszczone do ogródka i teraz spoglądały na
Etnę wzrokiem pełnym dezaprobaty jakby chciały jej powiedzieć "Mała, czy ty się z choinki urwałaś?".
Etna poproszona grzecznie zaczęła wchodzić po schodach na górę. Miałyśmy dwa postoje po drodze.
Jeszcze wieczorem była nerwowa. W sobotę rano ostrożnie podchodziła do nas, a w niedzielę całowała Nemo po nogach, a dzieci i mnie chciała już zalizać na śmierć.
Mamy świetnego tymczasa! Tuli się i bez oporu daje dotykać i głaskać.
Pcha się pod nogi, zawołana przychodzi natychmiast.
Nemo mówi, że klei się do nas jak na prawdziwego berneńczyka przystało.